wtorek, 2 maja 2017

Od Oriane C.D Will'a

Powoli otworzyłam oczy, nadal czując lekki ból po operacji ręki, pomimo że dostałam jakieś środki przeciwbólowe w kroplówce. Kiedy obraz przed oczami przestał mi się rozmywać, spostrzegłam, że ktoś koło mnie siedzi, odwróciłam niepewnie głowę w tamtym kierunku nie wiedząc kogo mam się spodziewać. Byłam miło zaskoczona, kiedy się okazało, że to Will...
Widać było, że już od dawna spał, zaraz... od jak dawna on tu siedzi?! W tej chwili zrobiło mi się głupio, w końcu chłopak mógł siedzieć tu od kilku godzin... chociaż z drugiej strony cieszę się, że ktoś przy mnie jest. Nie czułam już za bardzo samotności, po chwil zdrową ręką dotknęłam delikatnie jego twarzy, a potem miękkich włosów, ale nagle odsunęłam ją i położyłam na miękkiej kołdrze, odwróciłam głowę w kierunku okna, spoglądając na tarczę księżyca, który to rzucał swoje srebrnawe światło na moje łóżko i na głowę Will'a. Leżałam jeszcze tak przez chwilę i w końcu usiadłam, czując lekkie duszności, o których wolałam już nie wspominać ani lekarzom, ani nikomu innemu... chciałam wrócić do stajni... a wręcz musiałam. Jeżeli ktoś by się dowiedział z mojej rodziny, miałabym nie małe kłopoty... zwłaszcza z rodzicami.
- Orka?- Usłyszałam lekko schrypnięty głos, odwróciłam głowę w kierunku jego właściciela, który przetarł oczy i przeciągnął się leniwie na krześle.- Obudziłaś się.- Uśmiechnął się do mnie lekko. Odwzajemniłam przyjazny gest i kiwnęłam głową, niewiele w sumie pamiętałam z tamtego momentu jak Follow mnie kopnęła, w tym momencie potarłam nieco obolałą łepetynkę i pochyliłam się nieco do przodu, teraz środki przeciwbólowe przestały działać, więc ból zaczął się nasilać, chociaż w tej chwili jakoś nie okazywałam tego.
- Wyspałam się wreszcie.- Zażartowałam, ale nagle poczułam jak chłopak zamyka mnie w uścisku.
- Nigdy mnie tak nie strasz!- Jęknął zamykając przy tym oczy. Zaskoczona podniosłam na niego wzrok, był oczywiście ode mnie wyższy... jak większość chłopaków z Akademii.
-Prze-przepraszam.- Wyszeptałam spuszczając wzrok i zamknęłam powoli oczy.- Nie chciałam Ci narobić kłopotów... naprawdę.- Dodałam po krótkiej chwili ciszy. Poczułam na sobie wzrok blondyna, ale po chwili zauważyłam jak się uśmiecha.
- To drobiazg... chyba bym sobie nigdy nie wybaczył, gdybyś...
-Ej no, nie zamierzam jeszcze odchodzić z tego świata, muszę podenerwować Gilberta swoimi zygzakowatymi przekątnymi.- Wyszeptałam z bananem na twarzy niczym kot Cheshire (no może przesadziłam), na co Will parsknął cichym śmiechem.
- O ile jeszcze będzie pracować w Akademii.- Powiedział nieco ciszej. Otworzyłam szerzej oczy, nie wiedząc jak mam zareagować na jego słowa... może i był wredny, ale jednak z tych lekcji dało się coś wyciągnąć, jak na to teraz patrzę... co nie zmienia faktu, że swoją wiedzę mógłby przekazywać w inny sposób, no i jego podejście do uczniów pozostawiało wiele do życzenia. Nie zamierzałam dopytywać o co chodziło, w końcu jeżeli by go faktycznie zwolnili, pewnie sama bym się wkrótce dowiedziała dlaczego. Opadłam bezwładnie na poduszkę, spoglądając cały czas w sufit... pomimo iż praktycznie te kilka godzin przespałam, to i tak odczuwałam duże zmęczenie. Po chwili odpłynęłam...
*Kilka dni później*
Po badaniach kontrolnych dostałam wypis, zwolnienie z treningów i wreszcie mogłam stamtąd wyjść, chociaż szczerze mówiąc... leniuchowanie mi odpowiadało. Mogłam leżeć dupą do góry, nic nie robić... ale z drugiej strony strasznie źle się z tym czułam, że ktoś musi się zajmować moim koniem. Jęknęłam cicho spoglądając na moją rękę w gipsie, trochę bolało tym bardziej, że szwy nieprzyjemnie się ocierały o watę jak ruszałam palcami by mi nie zdrętwiały. Will spojrzał na mnie niepewnie, ale również ze współczuciem... w końcu oberwanie od Tinkera to nic przyjemnego.
- Poczekaj na mnie w samochodzie.- Podał mi kluczyki, a sam poszedł w kierunku apteki, niepewnie otworzyłam drzwi i wsiadłam do środka, zapinając od razu pasy. Po chwili przyszedł i usiadł na miejscu kierowcy podając mi paczkę tabletek przeciwbólowych i momentalnie spaliłam buraka.
- Dziękuję.- Uśmiechnęłam się nieśmiało.- Wiesz... mam złamaną rękę, nie nogę... sama bym sobie poszła po tabletki...
- Nie marudź.- Odwzajemnił uśmiech odpalając samochód. Powoli przymknęłam oczy zaraz po tym gdy Will ruszył z miejsca, co jakiś czas uchylając powieki by spojrzeć co się dzieje za oknem.- Śpisz?
- Nie...- Jęknęłam, teraz patrząc na niego. Kiedy dotarliśmy do Akademii, wystrzeliłam jak z procy widząc znajomą siwą klacz, która na mój widok wyżej uniosła łeb i postawiła szczęśliwa uszy. Przytuliłam ją mocno zamykając oczy i nie zwracając uwagę na stajennego, który uśmiechał się pod nosem.- Tak się cieszę, że Cię widzę Asie!- Klacz zarżała przystępując z nogi na nogę, ale wkrótce zniknęła mi z oczu na padoku.
Miałam naprawdę wielką ochotę pojeździć, ale z tą ręką... Ech... Spojrzałam stęsknionym wzrokiem w kierunku hali, potem czworoboku i parkuru. Poczułam rękę na swoim ramieniu.
-Orcia nie łam się, zrośnie się i znów będziesz jeździć.- Usłyszałam. Pokiwałam jedynie głową, założyłam plecak, w którym miałam swoje rzeczy na ramię i po chwili zniknęłam w korytarzach akademiku. Rhys, który najwidoczniej stał pod drzwiami, aż odskoczył w bok kiedy to otworzyłam gwałtownie drzwi, rzuciłam torbę gdzieś w bok i po chwili walnęłam się na łóżku... moim łóżku. Zamknęłam na chwilę oczy, kiedy poczułam jak kot kładzie mi się pomiędzy piersiami, a to zboczeniec! Usłyszałam jedno miauknięcie, drugie, trzecie, czwarte! No szlak mnie zara trafi! Zaraz wezmę najgrubszą książkę jaką mam w pokoju i przywalę mu w ten głupi koci łeb! Po chwili poczułam jego łapki na twarzy.
- Co jest?- Mruknęłam, spoglądając na zegarek. Obiadek? Serio? Westchnęłam ciężko, schodząc na dół. Odebrałam swoje papu usiadłam przy wolnym stole i zaczęłam wcinać... o matko! Normalne żarcie!
- Można?- Usłyszałam, podniosłam głowę spoglądając na bardzo znajomą mi twarz.
- Nie pytaj tylko siadaj.- Uśmiechnęłam się, jedząc surówkę.- Smacznego.- Kiedy usłyszałam ,, nawzajem", podziękowałam i zabrałam się za przebieranie widelcem. Byłam strasznie głodna, Will na chwilę zawiesił wzrok na moim talerzu, a potem spojrzał do swojego.
- Jesteś wege?- Zapytał zaskoczony. Pokiwałam głową, mając policzki wypchane jedzeniem, pewnie wyglądałam jak chomiś, z małym szczegółem, że chomiki potrafią jeszcze przy tym wydawać normalne odgłosy, mając w tyłku to, że to po prostu niekulturalne.- Mam propozycję.- Widząc moje pytające spojrzenie dodał.- Chcesz później się przejść po okolicy?- Przełknęłam to co miałam w tej chwili w ustach.
- Pewnie, czemu by nie.- Odparłam stukając kilka razy widelcem o pusty już talerz.
~~~
-Przepraszam za spóźnienie! -Podbiegłam zdyszana do chłopaka, przykładając rękę do piersi. Miałam na sobie bordowy sweterek, czarne, przylegające spodnie i te same trampki, które miałam na padoku tamtego dnia.
-Nic się nie stało.- Poczochrał mi ciemne włosy, na co ja cicho się zaśmiałam. Był już wieczór, słońce powoli zachodziło, nadając niebo piękny pomarańczowo-różowo-fioletowy odcień. Kremowe obłoczki płynęły spokojnie po niebie, a ja zachwycona tym pięknym widokiem wzięłam głęboki oddech, wciągając zapach lasu. Strasznie tęskniłam za tym wszystkim... pomimo iż spędziłam w szpitalu zaledwie kilka dni.
Nagle się zatrzymałam tuż, przed nami rozciągała się polanka, a gdzieś na uboczu stał jakiś drewniany niewielki budynek, wyglądający na schowek na jakieś narzędzi czy coś. Odwróciłam się w kierunku mojego towarzysza z nieco zarumienionymi polikami.
- Will... dziękuję, że mi pomogłeś... to było...- Nagle przerwało mi przeraźliwe rżenie konia, dochodziło ono właśnie z tej szopki. Przeszły mi ciarki, ale wiedziałam, że muszę to sprawdzić...
<Will? Co się stało dalej? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)