piątek, 19 maja 2017

Od Will'a C.D Oriane +kupno konia

Ach, życie jest okrutne. Po wyjściu Oriane postanowiłem się jednak położyć. Nie minęło zbyt wiele czasu, gdy zasnąłem... Przyśnił mi się nikt inny jak Wayne, tylko...na nim ktoś siedział. Nie zdążyłem dojrzeć twarzy, widziałem jedynie włosy, kruczoczarne włosy.  Nagle coś trzasnęło, a ja podniosłem się, nie wiedząc co to mogłoby być. W drzwiach stała Oriane, która już po chwili stała obok mnie.
-Hej.- uśmiechnęła się nieśmiało - Jak tam?- dodała cichutko.
Przysunąłem się do niej i położyłem rękę na kołdrze obok siebie. Poczułem na swojej dłoni dotyk po czym obróciłem głowę w stronę Oriane, która najpewniej trzymała mnie za rękę. Jej usta delikatnie drgnęły i przysunęły się do moich. Spojrzałem w oczy dziewczyny, powalająca szarość wybiła mnie z rytmu, zahipnotyzowała mnie. Jej usta przywarły do moich, czułem, że czas się zatrzymał, stanął w miejscu i nie miał zamiaru się ruszyć.  Jednak poczułem, że dziewczyna powoli się odsuwa i delikatnie się czerwieni.
-Przepraszam.- próbowała wstać, gdy złapałem ją za rękę.
Nadal byłem delikatnie zdezorientowany, jednak widziałem, że dziewczyna się wstydzi.
-Hej!- przyciągnąłem ją do siebie i jak zwykle poczochrałem jej włosy.- Nie przepraszaj...- uśmiechnąłem się delikatnie, z twarzy brunetki zniknęły rumieńce a pojawił się śliczny biały uśmiech.
Delikatnie musnąłem policzek dziewczyny wargami,  by po chwili złączyć nasze usta w kolejnym, delikatnym pocałunku. Gdy tylko miałem okazję złapać oddech, to...
-Chodź...!- niemalże krzyknąłem, zabierając dziewczynę na barana.
-Gdzie ty idziesz?...-Oriane zaczepiła swoje nogi tak, by w żaden sposób nie zsunąć się.
Nie odpowiedziałem, przecież nie ma takiego miejsca jak "trawa"?  Wybiegliśmy z pokoju, znaczy...ja wybiegłem, ona na mnie.  Jej palce wczepiły się w moje włosy, ale wyczułem, że raczej nie zmieścimy się w wyjściu z akademika, więc przerzuciłem dziewczynę na ręce, nie sądzę by chciała oberwać w głowę. Mina szarookiej wskazywała na to, iż całkowicie nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji, a na pewno nie tego, że wyląduje na trawie. Niestety już po chwili dziewczyna leżała zadowolona na trawie.  Zaczęliśmy gaworzyć, całkowicie zapominając o tym, że przed chwilą siedzieliśmy na łóżku. Gadaliśmy o zwierzętach, Oriane opowiadała o swojej mamie,  o tym, że przyjechała do niej z wieścią o nieżyjącym ojcu. Dziwiłem się, że dziewczyna nie rozpacza po stracie tak bliskiej osoby.
-Bo wiesz...ojciec...- w jej oczach zakręciły się małe łezki.- Ojciec...On...- głos łamał się jej w gardle.
Przytuliłem ją lekko i oznajmiłem.
-Jeśli nie chcesz to nie mów...- wyszczerzyłem się lekko, odsłaniając białe zęby.
Dla Przenicy był to wyraźnie trudny temat, wspominając ojca przysuwała do siebie coraz bardziej to co było, a widocznie nie chciałaby powróciło. Nim się obejrzeliśmy zapadł zmrok, a na dworze można było dostrzec nieliczne osoby. Tylko w oczach Oriane widziałem małe iskierki, tańczące jakby w ognisku, był jeden problem...Ogniska tu nie było. Wróciliśmy do swoich pokoi, zasiadłem do książki, by wreszcie przeczytać ją do końca, a nie zaczynać piąty raz od początku- miałem tylko nadzieję, że nikt mi nie przerwie. Armina nie było od rana, najpewniej jest gdzieś z Lysandrem.
-A wtedy zanurzyła głowę i zastała tam. Jej martwe ciało wiło się na powierzchni wody, aż nagle...- czytałem na głos, bo ten fragment szczególnie mi się spodobał, aż rozległo się pukanie do drzwi.  Pomyślałem, że to może być Armin, który zapomniał klucza, jednak ku mojemu zdziwieniu zamiast Armina ujrzałem szarooką.
-Umh...Cześć?- na twarzy dziewczyny zagościł ciepły uśmiech, wskazujący na to, iż dziewczyna ma świetny humorek.- Od teraz tu mieszkam!-dodała wesoło.
Bardzo się z tego ucieszyłem, dziewczyna miała z nami mieszkać- wreszcie nie będziemy musieli do siebie latać, jak to było do wczoraj. Zaprosiłem ją do środka, by ulokowała się na wolnym łóżku. Co mnie nie zadowoliło, łóżko, na którym miała spać Oriane było bliżej łóżka Armina niż mojego.  Nastała północ, światło księżyca wpadało przez otwarte okno. Oriane już leżała w łóżku, czytając jakąś książkę...Armin siedział w toalecie, a ja jak ten jeden kołek plątałem się po szkolnych korytarzach- przynajmniej tak było jak wychodziłem.
-Do cholery...- warknąłem, szukając swojego pokoju.
W ciemnościach wszystko wygląda inaczej i straszniej, obrazy przedstawiały teraz potwory w kształcie drzew, gdy w rzeczywistości przedstawiały krzewy różane, a za nimi panią Rose.  Wpadłem do pokoju, by jak najszybciej wylądować w pościeli.  Czarnowłosa leżała z książką na czole, najwyraźniej zasnęła czytając. Choć nie znaliśmy się bóg wie ile, czułem w niej oparcie, ona zawsze umiała mi poprawić humor, chociażby swoim słodkim uśmiechem.
********
DRYŃ! DRRRYYYYŃ!J*B! KABUUM! Mój budzik zleciał ze stolika nocnego, z niemiłym dla ucha brzękiem, -jakby dźwięk budzika był jakkolwiek miły.
-Pobudka!- Oriane zdjęła ze mnie kołdrę, chłód obleciał mnie migiem....
-Która godzina?- ziewnąłem przeciągle, przykrywając poduszką, głowę.
Usłyszałem pomrukiwanie niezadowolonej Przenicy, lecz w końcu odparła.
-Jest dokładnie 13...
Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do toalety. Umyłem się i ubrałem, po czym w pośpiechu wybiegłem z łazienki.
-Idziemy na śniadanie do kuchni...- zaśmiałem się.
-Okej...-Oriane pobiegła za mną.
Zeszliśmy do kuchni, jak zwykle była pusta, więc mieliśmy duże pole do popisu. Wyjąłem z lodówki jajka i próbowałem nimi żonglować, jednak 'pokaz' nie udał się...kilka jajek wylądowało na podłodze, czego skutkiem było, że i ja po chwili leżałem jak długi na posadce. Oriane zwijała się ze śmiechu, stojąc podparta o niebieską framugę drzwi. Podniosłem się z zimnej posadzki i miałem w zamiarze zacząć wreszcie smażyć tą jajecznicę, gdy Oriane wybiegła z kuchni pod pretekstem, że coś usłyszała.  Nie minęło długo, gdy podekscytowana i wyszczerzona wpadła do kuchni.
-Will!- wydyszała, uśmiechając się jeszcze szerzej, pokazując już trzonowce.- Musisz coś zobaczyć...-dodała.
Szybko odbiegła stamtąd, więc i mi nie pozostało nic innego jak pobiec za nią. Dziewczyna wybiegła przed Akademię i początkowo niczego nadzwyczajnego nie zauważyłem,- na padokach stały zmęczone konie a na łączce kicały zające. Jednak...na podjeździe stała przyczepa, a w aucie siedziała dorosła kobieta. Gdy mnie zauważyła, wybiegła z terenówki i wpadła mi w ramiona.
-No Will! Matki nie przywitasz?- zapytała nagle, potrząsając z niedowierzaniem głową.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że blondynka stojąca przede mną, jest nikim innym jak moją rodzicielką. Przytuliłem ją a potem zerknąłem na srebrną przyczepę.
-Co jest? Nowy koń dla Esmery?- prychnąłem, czochrając włosy stojącej obok szarookiej.
- A skąd!- matka syknęła.- To Whisphers!- dodała.
O ile dobrze pamiętam, Whisphers to mały źrebak, nie do końca wiedzący co wolno, a co nie. Kiedyś się z nim bawiłem i kopnął mnie w rękę, po czym po mnie przegalopował. Jednak...od tamtego wspomnienia minęło 5 lat, więc Whis powinien być teraz dorosłym ogierem.
-Idź go wyprowadź....-westchnęła matka, obcierając spocone czoło- było dziś wyjątkowo gorąco.
Jak nakazała matka, otworzyłem przyczepę. Oriane przyglądała się temu z daleka i dyskretnie się uśmiechała.
-Whis...o Jezu...-westchnąłem zaskoczony.
Przede mną stał wielki koń, maści gniadej. Całkowicie przypominał Wayne'a, tylko był młodszy i miał wpadające w fiolet oczy. Moje szczęście nie miało granic, wyprowadziłem konia a ten zarżał radośnie, jakby się cieszył, że mnie widzi.
-Witaj w domu...-zaśmiałem się, głaszcząc wałacha po aksamitnej sierści.
Puściłem uwiąz i pobiegłem do szarookiej po czym wtuliłem się w nią. Ta zaskoczona tą sytuacją lekko mnie odepchnęła i szczerze się uśmiechnęła, ukazując śliczne zęby. Wałach stał i patrzył się na nas ze zdziwieniem, możliwe też, że z delikatną pogardą. Po chwili pokłusował do nas i stuknął Oriane w ramię, przy tym odpychając mnie od niej.
-Nie wiesz co...- prychnąłem, łapiąc uwiąz wałacha.
Brunetka delikatnie się zaśmiała, a ja panicznie zacząłem się rozglądać w poszukiwaniu swojej matki. Blondynki nigdzie nie zauważyłem, a więc powędrowała do Elizabeth. Zaprowadziłem konia do przygotowanego boksu, w tajemnicy przygotowanego i zamknąłem go. Wiedziałem, że długo w nim nie wytrzyma, jednak...
-Will! Pojeździmy?- usłyszałem głos należący do szarookiej.
Pokiwałem głową i popatrzyłem znacząco na gniadosza.  Wyczyściłem go przywiezionymi przez matkę szczotkami i osiodłałem. Siodło Wayne'a pasowało na niego jak ulał. Po chwili dociągnąłem popręg i wsiadłem na niego.
*********
Był wieczór, piękny gwieździsty wieczór. Razem z Oriane weszliśmy do pokoju. Oblani potem rypnęlismy się do łóżek, by chwilę odpocząć. Podszedłem do pstryczka, by włączyć światło, ale ono za żadne skarby nie chciało zadziałać.
-Ech, prądu brak...-mruknąłem, wędrując do szafki, gdzie trzymałem świeczki na wszelki wypadek.
-No to klapa...Idę pod prysznic...-westchnęła szarooka, zabrała ręcznik i poszła do łazienki.
W tym czasie zapaliłem wszystkie świeczki a po chwili usłyszałem soczyste "KUFFA!". Po ciemku można zrobić wiele dziwnych rzeczy. Wszystkie świeczki były już zapalone, biło od nich kojące światło. Oriane wyszła z toalety i wskoczyła do łóżka.
-Teraz moja kolej...- westchnąłem, biorąc ręcznik.
Szybko się ogarnąłem, umyłem się itd.  Wyszedłem z toalety i nie zobaczyłem nigdzie Orianki, no może tylko jakieś wielkie coś pod kołdrą....Coś pod kołdrą? Po cichu podszedłem do łóżka dziewczyny i odkryłem kołdrę. Szarooka się roześmiała i zeskoczyła z łóżka.
-Mam cię!- zaśmiałem się i zacząłem ją łaskotać.
Postanowiliśmy pooglądać film...Odpaliłem laptop i zobaczyłem co możemy oglądnąć...Jednogłośnie padło na 'Mój przyjaciel Hachiko'.
***************
Czarnowłosa szlochała delikatnie, gdy na ekranie pojawił się Hachiko czekający na stacji. Szczerze to i mi łza zakręciła się w oku. Film skończył się, a ja poszedłem odnieść miskę do kuchni. Gdy wróciłem, zastałem otwarte okno a na parapecie siedziała Oriane. Jej czarnymi włosami miotał wesoło letni wiaterek. Dosiadłem się po cichu do dziewczyny i chwyciłem jej rękę.
-Piękne...- westchnąłem, czochrając włosy brunetki.
-Proszę?- popatrzyła na mnie.
-Gwiazdy...niebo...-doprecyzowałem. - O! Patrz! Mała niedźwiedzica!- wskazałem na gwiazdozbiór.
Dziewczyna popatrzyła na mnie i leciutko się uśmiechnęła. Odgarnąłem spadające na jej twarz kruczoczarne włosy, zlewające się w tamtej chwili z gwieździstym niebem, tworząc jednolitą całość. Poczułem jej przyśpieszony oddech, zapach jej szamponu. Spojrzałem w jej oczy, skupiając się na tęczówkach, które w tamtym momencie delikatnie pobłyskiwały na srebrno. Położyłem dłoń na jej policzku, delikatnie przybliżając jej usta do swoich. Jej dłoń powędrowała niepewnie na mój policzek i na twarzy dziewczyny pojawił się rumieniec....
 <Szarooka? ❤❤ >




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)