czwartek, 18 maja 2017

Od Calluma C.D Lily

- Wystarczy to, że utrzymałem się na dwuletnim folblucie? - Parsknąłem i wbiłem w nią przeszywające spojrzenie, które niektórych całkowicie zbijało z tropu.

- Zobaczymy czy utrzymasz się na Spartanie - powiedziała z wyczuwalną kpiną w głosie. - To ten gniadosz - wskazała na boks po prawej.

Spokojnie otworzyłem boks, który dzielił mnie a dość potężnego ogiera. Jego chrapy szybko spoczęły na mojej dłoni, w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu smakołyku, który nadal spoczywał w mojej kieszeni. Nie miałem zamiaru dawać koniowi przysmaku za nic, ponieważ wiedziałem, że może to doprowadzić jakiegoś narowów bądź nawyku, który na pewno nie byłby porządany przez dziewczynę, której imienia nadal nie znałem, lecz w najbliższym czasie chciałbym poznać. Po krótkim zapoznaniu się z gniadoszem, wyszedłem z boksu i chwyciłem za plastikowe zgrzebłowe, które powinno pomóc mi w pozbyciu się dość dużej zaklejki na muskularnie zbudowanym zadzie ogiera. Okrężne ruchy po sierści zdecydowanie podobały się koniu, który po chwili zaczął się rozluźniać, a jego prawa zadnia noga opierała się tylko i wyłącznie na rogu kopyta. Spojrzałem się kątem oka na dziewczynę, która delikatnie gładziła czoło karej klaczy.

- Zdradź mi proszę Twoje imię, ponieważ nie chcę nazywać Cię brązowowłosą. - Zacząłem. - No i przy okazji powiedz mi jak się zwie Twój dostojny wierzchowiec - zaśmiałem się.

- Nazywam się Lily, pod żadnym pozorem Lilian. Ten zacny gniadosz nazywa się Spartan, a ta kara klacz to Moonlight - powiedziała i posłała mi cień uśmiechu, przez który od razu moje uczucia podskoczły ku górze.

Brunetka była osobą, której wygląd naprawdę mnie intrygował. Jej włosy były dość długie, ale ich gęstość była naprawdę powalająca. Jednakże najpiękniejszy był kolor, który można by było przyrównać do koloru ciemnej i zdrowej kory jakiegoś potężnego drzewa. Szybko przegoniłem myśli o pięknie nastolatce i ponownie wziąłem się za siodłanie Spartana, który teraz już błyszczał czystością. Pogładziłem delikatną sierść na kości nosowej gniadosza, który wesoło prychnął. Chwyciłem za ogłowie, które leżało na skrzyni. Gniadosz jeździł na dość delikatnym wędzidle, które jak się okazało było podwójnie łamanym, gumowym wielokrążkiem. Bez głębszego zastanowienia chwyciłem za nagłówek oraz wodze, które prędko założyłem na umięśnioną szyję, która porośnięta była krótką brązową sierścią. Na moje szczęście gniadosz nie należał do szczególnie wysokich wierzchowców, więc szybko i bardzo łatwo poradziłem sobie z koniem, który prędko zamienił się w przedstawiciela żyrafy.

- Do wzrostu żyrafy to Ci jeszcze brakuje - zaśmiałem się i zapiąłem szwedzki nachrapnik ze skośnikiem.

Z siodłem poszło znacznie szybciej, ponieważ gniadosz nawet nie zwrócił uwagi na przedmiot leżący na jego grzbiecie. Trzeba było przyznać, że siodło było naprawdę dobrze dobrane i na sto procent nie sprawiało dyskomfortu zwierzęciu. Gdy tylko skończyłem siodłanie ogiera, wszedłem do boksu obok, w którym Lily właśnie zakończyła czyszczenie kopyt karoszki.

- Gdzie jedziemy? - Zapytałem, poprawiając włosy, które ponownie zaczęły mi przeszkadzać.

- Pojedziemy nad jezioro. Żadnego innego pomysłu nie mam. - Odpowiedziała.

- No i takie coś mi pasuje. - Zaśmiałem się i przejąłem od dziewczyny kopystkę, która szybko zawędrowała do skrzynki na wszelkie przedmioty pielęgnacyjne dla koni.

<Lilek? Przepraszam, ze takie krótkie, ale chciałaś na już, więc masz :v>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)