sobota, 27 maja 2017

Od Will'a C.D Oriane

Fryzyjczyk rzucił nam pytające spojrzenie, po czym prychnął w moją stronę, rzucając głową. Oriane dzierżyła uwiąz ze skóry a na jej twarzy widniał się szeroki uśmiech, chyba od dobrego tygodnia nie widziałem tak szerokiego uśmiechu na jej cudownej buźce. Karosz prychnął zniecierpliwiony i zaczął grzebać kopytem w ziemi, na co czarnowłosa cofnęła się, wpadając na mnie. Przytrzymałem ją za ramiona i uniosłem prawy kącik ust w zadziorny uśmieszek, poklepałem ogiera po jego aksamitnej sierści. Nie spodziewałem się tego, że wyląduję na ziemi tak szybko- a stało się- poległem w walce. Fryz walnął mnie łbem, przez co wylądowałem w błotku, które swoją drogą nie było smaczne. Szarooka zaśmiała się i podała mi rękę, bym jakoś wstał z tej niegodnej mojego tyłka, mazi.
-Chyba mnie nie polubił...-mruknąłem, po czym objąłem dziewczynę ramieniem.
*******
Czarne jeansy i mój garnitur leżały na mnie jak ulał, jednak w kilku miejscach były strasznie ciasne co przeszkadzało mi w ruchu. Miałem tylko nadzieję, że w ciągu kilkunastu minut, choć trochę się rozciągną. Nie zważając na zakaz wchodzenie w tamtym momencie do łazienki, sięgnąłem do klamki, delikatnie ją naciskając.
-Orcia?- uśmiechnąłem się zadziornie, syknąłem widząc Oriane, zapinającą w pośpiechu spodnie.
-Wypad mi stąd!- wrzasnęła z udawaną złością.
Przysiadłem na oparciu fotela i zacząłem pomrukiwać pod nosem. Czarny strój to dla mnie codzienność, jednak garnitur- a a. Garnitur ostatnim razem wyciągnąłem z szafy w dniu urodzin Esmery.  Rzuciłem okiem na zegarek, który wskazywał, że za 20 minut zacznie się msza. Czarnowłosa wyszła po chwili z toalety i uśmiechnęła się delikatnie, spojrzała na telefon i jej uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił. Spuściła głowę i popadła w głośny szloch.
*******
Auto stanęło na stacji paliw a Oriane otworzyła zaspane oczka, ukazując srebrne tęczówki. Matka Oriane odwróciła się w naszą stronę, uśmiechając się czule w stronę córki, która w tamtym momencie przecierała słabo swoje oczy.
-Kupić wam coś?- zapytała kobieta, otwierając drzwi jeep'a.
Pokręciliśmy przecząco głowami i przytuliłem jeszcze mocniej czarnowłosą, która przysunęła się do mnie. Kobieta wysiadła z auta i zamknęła drzwi, pozostawiając nas samych.
-Przeniczko?- musnąłem lekko jej czoło, powodując tym samym lekkie wzdrygnięcie dziewczyny.
Dziewczyna spojrzała na mnie, nieśmiało się uśmiechając.
-Tak Will?
Odwzajemniłem natychmiast uśmiech i westchnąłem ciężko.
-Jutro jadę do Miami...Nie przeszkadza Ci to?-mruknąłem, spoglądając w oczy dziewczyny, skupiając się na lekko srebrnawych tęczówkach.
Dziewczyna zaprzeczyła zdecydowanie głową, złączyłem nasze usta w pocałunku, gdy drzwi samochodu gwałtownie otworzyły się i wsiadła mama czarnowłosej, niosąca wielką siatkę. Zasiadła za kierownicą i ruszyła. Chwyciłem czarne włosy dziewczyny i zacząłem się nimi bawić, co chwila muskając skórę dziewczyny. Po 30 minutach dojechaliśmy do Akademii, podziękowaliśmy a Orcia zamieniła parę słów z mamą na pożegnanie. Wziąłem torbę dziewczyny i zanieśliśmy je do pokoju, gdzie najpewniej Ren z kotkiem Orci bawiły się w najlepsze. Udało nam się dostać na 2 piętro i odnaleźć pokój 18. Czarnowłosa przekręciła kluczyk w drzwiach i otworzyła je z hukiem, przez co Armin podskoczył i zdenerwowany popatrzył na mnie. Doszło by pewnie do dziwnej wymiany zdań, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, rąbnęliśmy się do łóżka i bez zbędnych ceregieli poszliśmy spać.
******************************
Odłożyłem długopis, którym przed chwilą pisałem liścik o tym, że pojechałem do Miami. Moje oczy kleiły się, jakby posmarowane miodem.
-4.10...Barbarzyńska pora.- stęknąłem, wkładając karteczkę w dłoń śpiącej Oriane.
Otworzyłem po cichu drzwi, dzierżąc w dłoni wzór tatuażu, niedawno narysowanego przez Esmę, której wiele frajdy sprawiło rysowanie geometrycznego konia i kompasu. Mój zwisający z ramienia plecak, nieoczekiwanie spadł. Jęknąłem i wsadziłem rzeczy, które wypadły z plecaka.  Szybko znalazłem się na przystanku, jednak wiedziałem, że mój autobus odjechał-przepraszam- spi***dolił 2 minuty temu. Ku mojemu zdziwieniu dostrzegłem zielony autobus, co za szczęście! Wpakowałem się do pojazdu i po chwili szukania miejsca usiadłem obok jakiegoś faceta. Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem coś głośnego...Czeka mnie długie 20 minut...
Wreszcie dojechałem! Wielkie ogłoszenie salonu "Happy Hair" przywitało mnie od razu po wyjściu z autobusu. Przemknąłem do budynku, pustki... W salonie były pustki, głównie ze względu tak wczesnej pory. Przy stole siedział fryzjer bawiący się nożyczkami, gdy tylko mnie zobaczył, zerwał się z krzesła i zaprosił mnie na fotel.
-Eh, dzień dobry.- rzucił w moją stronę uśmiech i wskazał na fotel.
-Dobry, czyli tak...chcę zafarbować włosy na niebiesko...-mruknąłem, siadając na fotelu, nawiasem mówiąc bardzo wygodnym fotelu.
Mężczyzna odwrócił się i wyjął z kartę z książki. Potarł skroń i pokazał mi kartę, na której były różne nasycenia niebieskiego. Mój wybór padł na 8 stopień nasycenia, czyli coś w okolicach koloru Indygo. Więc moje blond włosy pójdą w niepamięć... Fryzjer najpierw ma mi wymyć i rozjaśnić włosy, szkoda tylko, że spędzę tu prawie 2 godziny, hah, ile rzeczy bym w tym czasie zrobił... Timeskip. Wyciągnąłem z portfela pieniądze, należące się za farbowanie włosów i dałem dyla. Teraz czeka mnie tylko tatuaż. Wyjąłem komórkę z kieszeni i sprawdziłem rozkład wg którego autobus miał przyjechać właśnie...teraz. Westchnąłem, ubierając na głowę kaszkiet z logo Jankesów. Wsiadłem do autobusu i zerknąłem na telefon. Mam jechać 1 przystanek na północ, tylko czy wziąłem dobry autobus? Zerknąłem jeszcze raz na telefon i odetchnąłem z ulgą. Nim się zorientowałem, byłem już w studio tatuaży, właściwie zagryzałem zęby z bólu. Na moim barku widniał zarys geometrycznego konia, którego kolor miał być czarny,-tak samo z kompasem.Tatuażystka z wielkim spokojem wypełniała szarym środek konia. Nie było to przyjemne uczucie... Siedziałem na fotelu około 5 godzin, a kobieta nakryła go czymś tam...Następnie zaczęła wyrysowywać kompas....Niestety muszę zrobić kolejny timeskip. Obolały wysiadłem z autobusu na przystanek i ruszyłem w stronę Akademii. Przy ogrodzeniu od pastwisk stała znajoma czarnowłosa dziewczyna. Uśmiechnąłem się i potruchtałem do dziewczyny. Moje całe ramię pokryte było opatrunkami, a poza nimi widać było czerwone ślady... Moja ręka nie była osłonięta żadną bluzą, bo było cholernie gorąco- nie powinno się tak robić, ale co tam... Podszedłem do dziewczyny od tyłu i położyłem dłoń na jej dłoni.  Wtuliłem się w nią i syknąłem cicho, złożyłem pocałunek na jej szyi. Moja dłoń dotknęła jej bioder a wtedy brunetka odwróciła się w moją stronę i...
-PRZEPRASZAM KIM PAN JEST?! NIE ZNAM PANA! PROSZĘ ZABRAĆ TĄ RĘKĘ Z MOJEGO TYŁKA! BO WEZWĘ WILL'A!- wrzasnęła Oriane, lecz po chwili zrobiła wielkie gały.

<Oriankuś?<3  :3 >


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)