- Dziękuję - powiedziałam, gdy znalazłam się tuż obok
okienka, w którym stała starsza pani z przemiłym uśmiechem na pomarszczonej
twarzy.
- Proszę bardzo.
- Mogłabym jeszcze wiedzieć, która godzina? - Zapytałam
myśląc już o zawodach, bowiem zaczynały się o trzynastej, a przeraziło mnie to
nagłe przybycie tyłu ludzi.
- Właśnie wybiła równo dziesiąta - odpowiedziała, a ja od
razu pobiegłam do swojego pokoju, ponieważ nie miałam jeszcze uprasowanego
stroju konkursowego, który musi się prezentować jak najpiękniej. Już widziałam
siebie, która w przepięknym butelkowozielonym fraku, jadąca na gniadym ogierze
w tego samego koloru czapraku. Co by się stało jeżeli teraz Double zrobiłby
sobie jakąś krzywdę? Musiałabym zrezygnować, a sam wierzchowiec przeżywał by za
dużo stresu. Odgoniłam od siebie te myśli i zajęłam się rozmyślaniem nad torem,
który znałam już od wczoraj. Był dość trudny, ale przeszkody nie były zbyt
wielkiej wysokości, więc jedno rekompensowało drugie. Najbardziej jednak
obawiałam się piramidy, której Trouble jeszcze nigdy na oczy nie widział, a co
dopiero ją skakał. Nawet nie znałam dokładnej listy osób startujących, bo po
co? Jadę, bo jadę. Chce wykonać ten przejazd najlepiej jak potrafię, a nie
zrobić go na odwal, bo osoby, które startują nie są jakieś wybitnie uzdolnione
w jeździectwie, chociaż wiedziałam, że tak nie jest. Zaczął mnie boleć brzuch,
który zawsze bolał mnie przy większym stresie. Weszłam do pokoju i chwyciłam za
wiszące na szafie rzeczy, takie jak: frak, koszula. Na fotelu leżały ładnie
poskładane bryczesy, których nie trzeba było prasować bowiem były idealnie
proste, bez żadnych zmarszczeń materiału. Chwyciłam za wieszak, który nosił na
sobie jedne z ważniejszych elementów zawodów. Wyjmując jeszcze żelazko, szybko
rzuciłam je na łóżko, po czym szybko włożyłam wtyczkę do gniazdka
elektrycznego. Żelazko w natychmiastowym tempie nagrzało się, a ja bez żadnego
problemu mogłam od razu zacząć prasować cały strój na zawody, rzecz jasna
oprócz spodni. Robiłam to bardzo ostrożnie, bowiem nie chciałam rozwalić
żadnego drobnego szczegółu, który w każdej chwili mógł stać się maksymalnie
istotną rzeczą. Odstawiłam żelazko po skończonej czynności, a patrząc na swoje
dzieło byłam po prostu dumna.
- No nieźle - zaśmiałam się. Wzięłam wszystkie rzeczy na
pojedynczy wieszak i wyszłam z pokoju, wiedząc, że zostało mi sporo czasu i
sama mogę osiodłać ogiera, skierowałam się w stronę stajni, która wyszła mi na
przeciw bardzo szybko, bowiem już po kilku sekundach byłam przy boku ogiera,
który świeżo co został wprowadzony do boksu.
- No to co? Siodłamy Cię, geniuszu - zaśmiałam się i
pogładziłam delikatną sierść na kości nosowej gniadosza, który wesoło prychnął.
Rozejrzałam się na boki i zobaczyłam, że rzeczywiście trzeba się spieszyć,
bowiem już praktycznie każdy miał gotowego konia. Każdy miał takie szczęście,
że wszystkie wierzchowce stoją spokojnie, bez żadnych zastrzeżeń. Szkoda tylko,
że Double Trouble nie należał do tych 'wszystkich wierzchowców'. Sprzęt, który
przygotowałam już wczoraj, był ułożony przed drzwiami od boksu ogiera. Siodło,
które było również na wczorajszej próbie terenowej, ponownie błyszczało w
słońcu, a jego strzemiona idealnie pasowały kolorem do czapraku, który
spoczywał przed przednim łękiem. Chwyciłam za ładnie nasmarowane ogłowie i spokojnie
weszłam do boksu. Wierzchowiec przywitał mnie kłapnięciem zębów i skuleniem
uszu. Zgromiłam go spojrzeniem, po czym od razu chwyciłam za łeb gniadosza,
który wręcz non stop próbował się wyrwać.
- Przestań, idioto - parsknęłam po czym szybko zarzuciłam
wodzę na jego umięśnioną szyję. Położyłam wędzidło na lewej otwartej dłoni, a
wiedząc, że ogier tak łatwo go nie przyjmie, szybko wsadziłam palec do jego
pyska, co zmusiło go do utworzenia swojego pyszczka. Zapięłam szwedzki
nachrapnik, skośnik i podgardle. Ozdobny naczółek wyglądał uroczo na czole
potężnego konia. Ponownie wyszłam z boksu i tym razem wzięłam czaprak, który
już po chwili znalazł się na gniadym grzbiecie. Dokładnie ułożyłam go, po czym
położyłam na nim również misia. Chwyciłam za siodło, które na samym początku
wydawało się być strasznie ciężkie, ale w rzeczywistości tak nie było. Będąc
już przy łopatce Double, poczułam ból na moim prawym ramieniu. Jak się okazało
ogier wyrażał swój sprzeciw poprzez ugryzienie mnie, co skutkowało małą karą w
postaci uderzenia w szyję.
- Przestań mnie gryźć, możesz zachowywać się jak normalny
koń? - Baknęłam, a już po chwili ułożyłam siodło w idealnym miejscu na
grzbiecie. Odbezpieczyłam popręg i przeszłam na prawą stronę konia, by
delikatnie zapiąć go na pierwsze dziurki, bowiem wiedziałam, że będę musiała
się jeszcze przebrać.
- No nieźle, wyglądasz ślicznie - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Chwyciłam za miękką
szczotkę, która miała posłużyć mi do tego by wyczyścić nogi konia w miejscu
gdzie miałyby być czarne ochraniacze. Po wyczyszczeniu czterech nóg zaczęłam
zakładać ochraniacze, które nie miały na sobie żadnej ryski, bądź jakiejś
kropli błota, która mogłaby zepsuć cały wizerunek ogiera. Widząc stajennego,
którego znałam od wczoraj, uśmiechnęłam się sama do siebie siebie, bowiem
musiałam znaleźć osobę, która popilnuje tego dzieciaka, który robi sobie
krzywdę na każdym kroku.
- Popilnujesz, proszę? - Zapytałam po czym delikatnie
machnęłam końcówką wodzy.
- Czy Ty naprawdę musisz ciągle na mnie trafiać? -
Powiedział wywracając oczami.
- Tak, dziękuję! - Zaśmiałam się i pobiegłam w stronę
przebieralni, w której czekały na mnie ubrania konkursowe. Wbiegłam do
przebieralni, gdzie praktycznie każdy był już gotowy, jedyne co robili to
dokładnie wycierali swoje oficerki. Z ulgą stwierdziłam, że u mnie te zabiegi
będą zbędne, bowiem wczoraj było wszystko dobrze przygotowane.
- Kur*a - zaklęłam pod nosem gdy pojawił się problem z
zapięciem guzików od koszuli. - Pomożesz? - Zapytałam jakiejś dziewczyny, która
bez problemu zapięła guzik na nadgarstku. Na białą koszulę zarzuciłam frak,
który był ładnie dopasowany do mojego ciała. Bryczesy założyłam bez żadnego
problemu, a oficerki które trochę mi przeszkodziły, również po chwili znalazły
się na moich stopach. Zaczęłam zaplatać włosy w króciutkiego warkoczyka, który
spinał przeszkadzające mi włosy. Na głowę zarzuciłam czarny kask, a zapinając
go uśmiechnęłam się do lustra.
- Dam radę - powtórzyłam i szybko wyszłam z przebieralni.
Wchodząc do stajni, pierwsze co dawało się tam zauważyć to niespotykany chaos,
który zdecydowanie źle wpływał na gniadego ogiera stojącego przy samym wejściu
do budynku.
- Idioci - mruknęłam przy przeciskaniu się między ludźmi. -
Dziękuję - uśmiechnęłam się do stajennego i zabrałam mu wodze. Wyszłam na
zewnątrz, gdzie poprawiłam strzemiona i podciągnęłam popręg, który teraz
zapięty był na niemalże ostatnie dziurki. Wzięłam stołek, który stał pod
barierką i szybko wsiadłam na ogiera, który odpowiedział na to niemałym
bryknięciem. Poprawiłam w dłoni wodze i ruszyłam na rozprężalnie, która
znajdowała się tuż przy parkurze. Na maneżu panowała luźna atmosfera, a ścisk
nie był za duży bowiem już kilka osób miało za sobą starty.
Uśmiechnęłam się pod nosem gdy zobaczyłam, że ogier z chęcią
idzie do przodu, a jego nogi poruszały się z harmonią, bez żadnego potknięcia.
- Taaak, dobry koń - szepnęłam i poklepałam smukłą szyję
gniadosza, gdy ten przeszedł w swobodny galop. Rozgalopowałam ogiera na każdą
stronę i zaczęłam skakać przez małe przeszkody, które Double bez żadnego
problemu pokonywał.
- Możesz podwyższyć? - Zapytałam jakiegoś małego chłopaka,
który włóczył się bez określonego kierunku. Chłopczyk bez problemu podniósł
drąg o dwie kłódki, a przeszkody delikatnie się podwyższyły, ale nawet to nie
zatrzymało pędzącego wierzchowca, który z gracją pokonał przeszkodę.
- Amy Adams na koniu Douglas pokonała parkur z czterema
punktami karnymi i normą czasu, teraz prosimy o przejazd w wykonaniu Adeline Carter,
która dosiada ogiera Double Trouble. Przypomnijmy, że gniadosz ma dopiero
cztery lata, a jego technika skoku przypomina, wręcz najlepsze konie skokowe
wszelakich czasów! Powitajmy tą parę gromkimi brawami - rozległ się metaliczny
głos mężczyzny, który wydobywał się z głośnika zawieszonego na białym słupie.
Wyjechałam na parkur energicznym stępem, a już po chwili ruszyłam galopem na
pierwszą przeszkodę, którą była stacjonata nie za wysoka, ale też nie za niska.
Może nie wiedziałam ile ma centymetrów, ale na pewno nie przekraczała ona stu
centymetrów. Usiadłam w siodle i dałam delikatny sygnał ogierowi, który
wyraźnie dawał znać o tym, że jest to już miejsce odbicia dla tejże stacjonaty.
Zrobiłam delikatny półsiad, a już po chwili delikatnie kierowałam gniadosza na
kolejną przeszkodą, którą był okser. W mojej głowie pojawiła się myśl jakby tu
szybciej dojechać do przeszkody, która i tak była położona po dość gwałtownym i
ostrym zakrętem. Poprawiłam uścisk na wodzach, a już po chwili, wiedząc już ile
ryzykuje, szybko skręciłam wierzchowca w lewo. Na zakręcie niemalże położyliśmy
się na zakręcie, ale styl w jakim pokonaliśmy okser był naprawdę dobry. W kinie
stał również Triplebarre, który nie zrobił żadnego wrażenia na gniadoszu i bez
żadnego zawahania pokonał tą potrójną przeszkodę.
- Taaak, dobry koń - szepnęłam, a po chwili ponownie
skupiłam się na przejeździe. Dałam ogierowi znaczny sygnał do aktywniejszego
ruchu, bowiem zaczął delikatnie zwalniać, a akcja jego przednich nóg stała się
płytka i mało obszerna. Czując, że gniadosz znacznie poprawił swój ruch,
skierowałam się na Doublebarre. Nie wahając się, skręciłam Double przed
przeszkodą numer siedem i w ten sposób ostro ścięłam zakręt, a przy okazji
czasowo zmniejszyłam przejazd. Trzeba było przyznać, że tą przeszkodę
skoczyliśmy za bardzo po skosie, ale na szczęście wszystkie drągi zostały na
swoim miejscu. Stacjonata, która stała w linii prostej z minioną przeszkodą,
była znacznie wyższa od tej na samym początku. Zacmokałam, po czym oddałam
Trouble'owi luźną wodzę, by przy skoku nie szarpnąć go za pysk. Nie widząc
innego wyjścia po stacjonacie, skierowałam się zwyczajnym szlakiem, ponieważ
nie było żadnej innej drogi przy potężnym murze, który spowodował delikatny
niepokój u mojego wierzchowca.
- Cichutko, spokojnie - szepnęłam, po czym usiadłam głębiej
w siodle i nakierowałam ogiera na przeszkodę, która emanowała potęgą, wydawało
się wręcz, że jest to królowa wśród całego przejazdu. Popuściłam delikatnie
więcej wodzy wierzchowcowi i zaciskając zęby, wyszłam z koniem na przeszkodę. W
powietrzu zamknęłam oczy, by nie wiedzieć co się właśnie wydarzyło, a poczuć
tylko lądowanie po drugiej stronie muru. Marzyłam, aby poczuć już grunt pod
kopytami rumaka. Już po kilku sekundach wylądowałam ponownie w siedzisku siodła
skokowego. Na naszej drodze stanęła piramida, której jeszcze nigdy nie
pokonywaliśmy, a prawdopodobnie ogier nie widział jej nigdy na swoje oczy. Moje
szczęście, że gniadosz nieszczególnie inaczej potraktował przeszkodę i po
prostu normalnie na nią najechał. Jednakże w tym momencie zaczęły się schody,
bowiem w połowie przeszkody czułam, jak Double wysuwa swoje
"podwozie", czyli zadnie nogi, które wpakował między drugi a trzeci
człon. To nie może się udać... Pomyślałam tylko, a już po sekundzie czułam jak
wszystko wraca do normy, a wokół nie słychać trzasku upadającego drągu. Rzecz
jasna była to najmniej pożądana rzecz w tamtym momencie. Najeżdżając na rów z
wodą, poczułam się jak mistrz skrótów, bowiem nie wiem jak, ale jednak
wykombinowałam jakiś skrót, który, niekoniecznie należał do tych
najpiękniejszych, ale cóż... przynajmniej normy czasu nie przekroczę. Od samego
początku posiadania Double Trobule, wiedziałam, że woda nie sprawia na nim
najmniejszego wrażenia, wręcz przeciwnie, bowiem ogier sam ciągnął nawet do
najmniejszej kałuży. Zrobiłam dodanie niedaleko przeszkody, a wybicie
odmierzyłam celowo za późno. Gniady wierzchowiec przefrunął nad lustrem wodnym
i wylądował conajmniej dwadzieścia centymetrów od końca rowu. Uśmiechnęłam się
pod nosem, gdy zobaczyłam, że przed nami jest już ostatnia przeszkoda do
pokonania, którą znaliśmy już na pamięć. Był to wysoki Triplebarre, ale jego
wysokość nie przekraczała tych, które pokonywaliśmy na ostatnich treningach
przed zawodami WKKW. Popędziłam jeszcze mocniej ogiera i z ogromnym uśmiechem,
zrobiłam ostatni półsiad na tymże wszechstronnym konkursie konia wierzchowego.
Gdy tylko wylądowaliśmy, poklepałam szyję ogiera, wiedząc, że jest to już
koniec całego parkuru.
- Dziękujemy za przejazd w pięknym wykonaniu! Adeline Carter
przejechała w normie czasu, bez żadnych punktów karnych. Gratulujemy! -
Powiedział ten sam mężczyzny, a ja dumna ze swojego konia, wyjechałam wolnym
kłusem na rozprężalnie, po czym zsiadłam i przekazałam ogiera w ręce
stajennego, który miał go rozstępowywać aż do pożądanego ogłoszenia wyników.
Zdejmując kask, uśmiechnęłam się sama do siebie. Rozpromieniona siadłam na kocu
położonym na trawie, a od tego samego małego chłopaka, który jeszcze chwilę
temu podwyższał mi przeszkodę, dostałam kubek gorącej kawy, której tak bardzo
pragnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)