niedziela, 7 maja 2017

Od Lily C.D Noah`a

Po udanym konkursie wesoła z pierwszej i co ważniejsze, udanej próby ugotowania ciastek, wróciłam do pokoju, wysilając mózg do wymyślenia zajęcia. Nie mam do powiedzenia nic na temat wywrócenia się z talerzem smakołyków gdy wracaliśmy. Naczynie zajmowały zaledwie cztery ciastka. Idealnie, gdyż rozdzielaliśmy dla każdego po dwa. Czy to moja wina, że wracając do akademika niebo zajęły ciemne chmury deszczowe? Niestety zbyt wysoki stopień schodów także nie pomagał. Ledwie obciążyłam prawą stopę, już cały talerzyk z delicjami pofrunął w górę. Później mogliśmy jedynie patrzeć jak ciastka giną pod rozbijający się naczyniem. Miałam szczerą nadzieję, że moją wyciągniętą ręką coś jeszcze uratuję, jednak na darmo. Jedynie mogłam poczuć jak jeden z drobniejszych odłamków zatapia się w mojej skórze. Nagle w oczach kochanego brata mogłam dostrzec tylko żal. Nawet nie wściekłość, a czysty żal. Nie cierpiałam gdy tak patrzył. Czułam, że osoba, która mimo naszych wybryków jest naprawdę dla mnie ważna, nagle patrzy na mnie jakby... Tego się tak łatwo nie opisze. Wstałam z mokrej z ziemi przesiadając się na schody, próbując jeszcze coś pozbierać z odłamków.
— Ej, tu jest jeszcze jedno. Całe! Nawet ziemi nie dotknęło... — te słowa były dla mnie błogosławieństwem. Na moją twarz wkradł się mały uśmiech.
— Podzielimy się nim jakoś, prawda? — spojrzałam już w zupełnie inne oczy, przepełnione zaskoczeniem i cieniem radości. Prychnął jedynie cichutko pod nosem i wyciągnął rękę po kolejne odłamki talerza.
— Lepiej będzie, jak tu posprzątany. Jak jakiś kundel w to wdepnie to będzie nieciekawie...
Skinęłam głową, przyznając tym samym rację. Ostatecznie nadal nic nie zrobiłam z tym kawałkiem choler.nej porcelany w dłoni, więc starałam się sprzątać jak najdelikatniej można było. Nagle kropelki deszczu przestały spadać z chmur, a nastąpiła po nich mała tęcza. Do moich uszu dobiegło ciche przekleństwo ze strony braciszka. Zaciekawiona przeniosłam wzrok na jego dłonie. Były jakby to powiedzieć... Pokaleczone. Parę odłamków wyglądało ponad grubą skórą.
— Widzę, że ciebie też to trafiło — mruknęłam uważnie oglądając jego lekko krwawiące rany. Nie były to otwarcia zbyt głębokie i poważne, więc sądziłam, że sama sobie jakoś poradzę w roli pokaleczonej pielęgniareczki, która wcześnie sobie palce nożem pociachała. Wzdychałam głęboko gdy bandaż ciasno zaciskany na pokiereszowanych, dużych palcach postanowił się buntować i odwiązywać się, kiedy akurat ja szukałam zapięcia, bo nie wypada zostawiać zwykłego supła, prawda? Chociaż mina zniecierpliwiona Noah'a wyrażała, że węzeł mu w zupełności wystarczy. Ostatni raz próbowałam zatrzymać uciekający materiał, ale gdy skutek nie różnił się od poprzednich, zaniechałam kolejnych prób i z rezygnacją zawiązałam kokardkę.

  — Ja mam z tym tak chodzić? —  spoglądał wymownie na dziewczęcy dodatek na swoim opatrunku. W odpowiedzi dostał jedynie moje ochocze kiwanie głową i słodki uśmiech. Zerknęłam jeszcze raz tym razem na swoją ranę i powtórzyłam stare kroki.

~*~

— Masz pomysł na coś do roboty? — zapytałam od niechcenia leżąc na gałęzi ulubionego drzewa na padoku, podczas obserwowania towarzysza i jego prób wspinaczki. Zaprzestał na chwilę, stając na ziemi i rozmyślając nad odpowiedzią.
— Tak. Chodź — zachęcił gestem ręki moją osobę do stajni.
— Muszę? — jęknęłam przeciągle, nie mając zamiaru się ruszać z drzewa.
— Wolisz tu siedzieć i nic nie robić? — jego cwany uśmiech intrygował mnie w tym samym stopniu, co jego plan na "ciekawe zajęcie". Byłam w rozdarta pomiędzy nudną drzemką, a w pewnym stopniu ryzykownym pomysłem zwariowanego brata. Próbowałam ciągnąć losy w głowie, ale gdy nic z tego nie wychodziło, zeskoczyłam z gałęzi prosto na wysoką trawę. Ręce pare razy niedbale otrzepały spodnie ze zbędnych robaków i kawałków kory. Przez całą drogę do budynku wskazanego przez chłopaka próbowałam bezskutecznie wzbudzić w nim litość do wyjawienia pomysłu. Jednak gdy zatrzymał mnie przy boksie jego wierzchowca - Dream'a oraz wręczył mi, cwanie patrząc, widły i szczotkę moja twarz wyrażała tylko jedną emocję - wielką chęć zemsty. Wzdychając, weszłam do przestronnego boksu i czym prędzej wyprosiłam wierzchowca na zewnątrz. Za każdym moim odgarnięciem brudnej ściółki czułam na sobie tą uśmiechniętą twarzyczkę popijającą lemoniadę, uparcie stojącą przy drzwiach boksu.

Noaś?
Nudno... Ale NieZróbNicNoasi Czelendż wykonany ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)