niedziela, 21 maja 2017

Od Holiday C.D Luke'a

Czując, jak moje ciało bezwładnie, z ogromną prędkością zbliża się do podłogi, momentalnie odwróciłam się, wkładając wszelkie starania w to, aby podeprzeć się rękoma. Moje starania, niestety, co nie było wielkim zdziwieniem, spełzły na niczym, ponieważ już po chwili poczułam chłodną posadzkę pod moją pupą. Poczułam lekki ból przeszywający moje nadgarstki, przez co zacisnęłam mocniej zęby. Po chwili otworzyłam powieki, nawet nie zdając sobie sprawy, kiedy je zacisnęłam. Wyrzuciłam z siebie serię przekleństw, które skierowane były do wagi. Zaraz potem swój wzrok przeniosłam na przyjaciela, który stojąc obok mnie, śmiał się w najlepsze, nawet pewnie nie mając w planach mi pomóc.
Westchnęłam cicho, ogarniając rude kosmyki włosów z twarzy. No to teraz mu się dostanie... Korzystając z chwilowej nieuwagi Luke'a, zaszłam go od tyłu i wskoczyłam mu na plecy. Ugiął się pod ciężarem, ale utrzymał się na nogach.
- Co ty masz za pomysły? - jęknął cicho, poprawiając mnie na swoich plecach.
- Na pewno można stwierdzić, że lepsze od ciebie. - uśmiechnęłam się szeroko, szturchając blondyna dość lekko w ramię. Nadąsał się.
- Naprawdę? Jakoś nie jestem skłonny w to uwierzyć.
- Och, Luke... Ja wiem, że jest Ci ciężko z tym pogodzić, ale no bez przesady - wzruszyłam ramionami. Chciałam zachować kamienny wyraz twarzy, jednak nie udało mi się - na mojej twarzy pojawił się lekki, zbłąkany uśmiech. Nie było co ukrywać. Zachichotałam.
On natomiast odwrócił się ode mnie, zasłaniając tym samym swoją twarz, chociaż byłam pewna, że i jemu chce się cho.lernie śmiać.
- Jak mogłaś? - położył sobie rękę na sercu, udając dogłębnie zranionego moim komentarzem.
- Ja mogę różne rzeczy.
Kobieta, która stała na progu pokoju, odchrząknęła cicho. Na jej twarzy malowała się złość.
- Ja na chwilę wychodzę - syknęła. - Tylko nie myśl, moja droga, że ujdzie Ci to na sucho. - zatrzasnęła za sobą głośno drzwi. Słychać było tylko odgłos jej obcasów, rozchodzący się echem po pustym korytarzu. Korzystając ze sprzyjającej mi sytuacji, poderwałam się natychmiast z podłogi, aby jak najszybciej pognać do biurka pielęgniarki, na którym leżała teczka.
Kolejna głupota? Pewnie tak.
Teczka była dość solidna. W niej mieściły się informacje o mieszkańcach akademii. Zaczęłam kartkować zeszyt. Mój wzrok prześlizgiwał się po stronnicach. Noah, Lily, Helen, Marceline, Esma... W końcu mój wzrok spoczął na moim nazwisku. Holiday Clarks. Po chwili namysłu sięgnęłam po leżący obok długopis. Usłyszałam ciche kroki, co świadczyło o tym, że mój towarzysz postanowił się jednak ruszyć z miejsca i do mnie dołączyć. Teraz kątem oka widziałam jego zdziwioną minę.
Urodzona... Parę innych rzeczy uznałam za dość nieważne. W końcu doszłam do zapisanych innych informacji. Obok nich zapisałam szybko: ,,Choruje na niekontrolowane wybuchy śmiechu, kiedy widzi kogoś tak głupiego jak pielęgniarka". Po czym odłożyłam długopis do koszyczka. Wzruszyłam ramionami.
- No to... Możemy stąd już chyba uciekać. - mruknęłam po dłuższej chwili milczenia. Skinął głową w odpowiedzi. Nie myśląc o konsekwencjach, ruszyłam do wyjścia. - O ile nie jesteś już chory, oczywiście - mruknęłam - Nie miałeś na pewno żadnego lepszego planu? Zakładanie, że pielęgniarka Ci pomoże jest dość pochopnym stwierdzeniem.
Rozejrzałam się po pokoju. Można było przejść przez drzwi, narażając się na kobietę, albo... przez okno, ale to z kolei wydawało się dość niebezpieczne. Byliśmy na drugim piętrze. Może nie za wysoko, jednak upadek z tej wysokości nie przywoływał także uśmiechu na mojej twarzy. W końcu, po szybkiej konsultacji z blondynem, który za wszelką cenę próbował odwrócić mnie od tego pomysłu, utaliliśmy, że nie chcemy za bardzo bawić się w kaskadera i jak najciszej, można by rzec, że na palcach wyszliśmy z gabinetu, zostawiając za sobą pomieszczenie z zepsutą wagą. Na szczęście udało nam się jakimś cudem wyminąć pielęgniarkę w korytarzu, za co szczerze dziękowałam. Żeby nie wzbudzać podejrzeń żadnych nauczycieli, doszliśmy do wniosku, że stajnia jest jedynym miejscem, gdzie nie zagląda pielęgniarka, a był to także jedyny budynek w którym, według innych, mogliśmy przebywać. Nie zwlekając, przyspieszyłam kroku. Już po chwili doszliśmy do ogromnej stajni. Pierwszą rzeczą, która wpadła mi do głowy to posprzątanie siodlarni. Zdecydowanie wybrałam na sam początek o wiele lepszą robotę, wiedząc, że później będę tego żałowała. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Na pewno wiele było do zrobienia. Powinno nam wystarczyć na cały tydzień, który miałam tutaj spędzić w pocie czoła. Po dłuższych oczekiwaniach, przyszedł do mnie Luke. Bez zastanowienia wcisnęłam mu łopatę w ręce.
- Mam nadzieję, że ze mną przeżyjesz jeszcze te parę dni. - powiedziałam cicho, kąciki moich ust lekko się uniosły. - Powinniśmy wymyśleć nazwę naszej drużyny, w razie gdyby jakiś kolejny nauczyciel postanowił dać nam jakąś inną robotę.

Luke? ;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)