piątek, 5 maja 2017

Od Holiday C.D Luke'a


No tak, lądowanie na podłodze wyglądało dość ostro. Albo przynajmniej tak właśnie by wyglądało, gdyby nie to, że w oczach stanęły mi łzy śmiechu, które całkowicie zamazały mi ostrość, która tak nagle jakby wyparowała, zostawiając mnie na miejscu w pół ślepej osoby, będącej w stanie odróżnić od siebie tylko kolory. Zresztą nie było to w tej chwili zbyt ważnym doświadczeniem, bo dopadła mnie całkowiia wesołość, której pomimo dość solidnych starań nie mogłam od siebie odepchnąć. Nie mogłam tego pojąć. Przecież mocne, dość doskwierające uderzenie w nogę nie powinno być zjawiskiem, przywołującym śmiech, a intymne spotkanie z podłogą też nie powinno śmieszyć. Co ze mną nie tak? Stanowczo powinnam zapisać do najwyższej klasy pychologa. Ale to niestety dopiero wtedy kiedy uda mi się wstać z podłogi i jeśli jeszcze z niej kiedykolwiek wstanę.
Pozbieranie się z podłogi, zajęłoby mi dużo czasu, gdyby nie głośny, irytujący dzwonek naszej nauczycielki. Postanowiła mnie zdenerwować. Znowu. Odchrzęknęła, niby niezauważalnie i podniosła na nas wzrok.
- Koniec tego, bo jak nie, to będziecie do końca tygodnia sprzątać stajnię... - warknęła. Ojojoj, zaczyna się ostra zabawa. Luke postanowił się nie odezwać. Zanotowałam sobie w pamięci, żeby mu to kiedyś wypomnieć.
- Tak, tak... Kara jest zdecydowanie sroga, ale nie wzięła Pani pod uwagę tego, że dziś piątek i kara nie będzie wcale aż taka zła. A poza tym... - mruknęłam po chwili zastanowienia - Niestety rzucanie końskim gównem nie jest najgorszą rozrywką - uśmiechnęłam się do kobiety. Gdzieś za sobą usłyszałam śmiech. Zdecydowanie należał do Luke'a.
Dziękuję przyjacielu, naprawdę mi pomagasz!
- Dość tego! Holiday, Luke - zostajecie dziś i sprzątacie stajnię. Mm nadzieję, że następnym razem się mocno zastanowisz, nim bezsensownie palniesz jakieś głupstwo. Znajcie moją łaskawość, miało być do niedzieli - blondyn mruknął coś pod nosem, typu: "Dlaczego ja? To ona zawiniła!", jednak szybko ucichł, kiedy kopnęłam go w piszczel. Syknął, ale nie odezwał się więcej. Przynajmniej przyniosło oczekiwany efekt.
- No dobrze - mruknęłam, za wszelką cenę próbując zachować klasę, ale nie udało mi się. Byłam wściekła. Bardzo, bardzo, bardzo wściekła - W takim razie, życzę miłego dnia, idziemy! - rzuciłam tylko przez ramię, złapałam chłopaka pod łokieć i ruszyłam w kierunku drzwi. Nie obyło się bez niezadowolonych pomruczeń ze strony Luke'a, lale próbowałam nie zwracać na to uwagi.
- Tak tego pragniesz?! - krzyknęła za mną - Będziesz sprzątała do niedzieli - skwitowałam to krótkim uśmiechem i mruknęłam pod nosem: "Jak ja uwielbiam te wszystkie stare kobiety, mających same problemy...". Luke zaśmiał się w odpowiedzi.
- Błagam Cię, powiedz mi, że ta kobieta nie mówiła poważnie i nie będziemy siedzieli w stajni do niedzieli? - jęknął - Albo mnie uszczypnij, bo mam wrażenie, że to co jej powiedziałaś - zamilknął momentalnie, jak się na niego, dosłownie rzuciłam. Uszczypnęłam go. Mocno. Na pewno mocniej, niż wymagał to jego zacny plan. Syknął cicho.
- Kur... - nie dokończył. Złapał się za nogę - Ty... Mały, rudy, niski potworze...! - roześmiałam się - O nie, nie, nie! - złapał mnie w pół i uniósł. Wyrywałam się. Szarpnął mnie - No to... Wio! - krzyknął i puścił się pędem. Na początku jazda wydawała się całkiem w porządku. Wszystko było dobrze, trzymałam się mocno Luke'a, chcociaż ani na chwilę nie ustąpiłam i mocno się wyrywałam, najbardziej nogi poszły w ruch. Machałam nimi, mając nadzieję na kolejny głupi przypływ adrenaliny, przy robieniu czegoś głupiego. Szybko się tego doczekałam. Szarpałam się mocno, niestety - o wiele za mocno, niż bym chciała i niż byłoby to bezpieczne. W końcu trafiłam Luke'a w nos. Mogłabym przysiąc na mały palec (o ile się na niego przysięga, nie mam pojęcia), że nie miałam tego w żaden sposób na celu. Tak wyszło... W praniu. Krzyknął cicho i runął do przodu, prosto na świeżo pomalowaną ścianę. Przez chwilę panowała cisza. Luke leżał nieruchomo na podłożu. Szarpnęłam go za ramię. Najpierw lekko, potem mocniej.
- Ty idioto - warknęłam. Moja kwestia przez chwilę pozostała bez odpowiedzi.
- Ja idiotą? To przez Ciebie! - jęknął. Powstrzymywał się od śmiechu, widziałam to w jego oczach - Ty chory pojebie.

<Lucia? ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)