wtorek, 2 maja 2017

Od Edwarda - Zawody WKKW, próba ujeżdżenia

Dziś zaczynała się majówka. A wiecie co to oznacza? Ja też nie. Jedyne co się zmieniało to brak normalnych treningów i zajęć teoretycznych - ale hola, hola, tak łatwo nie mogło być. Tydzień bez żadnych zajęć w Akademii? Karygodne! Dlatego nasi kochani instruktorzy zorganizowali nam WKKW, zresztą prawdopodobnie pierwsze w historii tej szkoły. A przecież co by były za zawody na które bym nie pojechał! (Tak, wiem, nie musicie mi przypominać o poziomie mojej skromności).
Nie muszę pewnie przypominać że WKKW składa się z trzech prób - crossu, skoków i ujeżdżenia. Zresztą bardzo się cieszę, bo w końcu uwielbiamy z Jutrzenką skoki, ale...dresaż? To jest czarna magia z której ogarniam najbardziej chyba stęp i zatrzymanie w X.
Moja duma jednak nie pozwoliła mi stchórzyć i od ostatnich kilku dni wałkowaliśmy czworobok tak że uszami nam wyszło. Miejmy jednak nadzieje że nie robiliśmy tego na daremno.
Poczułem na swoim ramieniu czyjeś miękkie chrapy, więc odwróciłem się gwałtownie. Jutrzenka - koń przystosowany raczej do wyścigów i skoków - stała przede mną dumnie unosząc głową, upstrzoną idealnymi koreczkami (robionymi przez Alex oczywiście, bo kto jak kto ale to kolejna magia niedosięgalna przeze mnie), z pięknym białym czaprakiem i czystymi owijkami.
- Chyba nie będę zbytnio do ciebie pasował. - prychnąłem i poklepałem ją po łydce. - Nawet białe bryczesy i marynarka tego nie zmienią.
Wskoczyłem na siodło i skręciłem w stronę placu. Kręciły się już tam tłumy a parkour który spełniał rolę rozprężalni, był zapełniony po brzegi uczniami z Akademii jak i z poza niej. Wszyscy wyglądali na pewnych swojego co jeszcze bardziej mnie onieśmieliło. Wziąłem głęboki wdech i popędziłem delikatnie Jutrzenkę do kłusa. Klacz nie opierała się i reagowała na każde moje polecenie, jakby próbowała nie pogarszać naszej sytuacji jej humorami. Ach, ja to mam niebiańskiego konia.
Miałem wrażenie że te zawody trwają wieczność a przecież byłem tylko szesnasty. A więc po ośmiu okrążeniach, dwunastu woltach, kilku zatrzymaniach, dwóch galopach i czterech ustępowaniach od łydki, znalazłem sobie ciekawszą zabawę. Obserwowałem resztę uczestników by wyłapać jak najwięcej szczegółów które robią oni, by móc użyć tego na sobie. Nie było to może za mądre, kiedy właśnie czekałem na swoją kolej a na plac wychodziła trzynasta osoba, ale... Jutrzenka mogłaby teraz spokojnie przebiec rajd długodystansowy bez zadyszki, od tego ciągłego rozgrzewania.
- Dziękujemy numerowi piętnaście, pani Lauren Towers. - rozbrzmiał wszędzie głos sędzi. - Na plac proszony jest numer szesnaście - Edward Chase z Jutrzenką!
Przełknąłem odrobinkę za głośno ślinę i powstrzymując drżenie rąk, popędziłem klacz do wyjścia. Wjechaliśmy przepisowym, łagodnym stępem do X. Odwróciłem się do najważniejszych części trybun i skłoniłem się równo. No to się zaczęło.
Starając się o spokojny oddech, ruszyłem delikatnie kłusem roboczym, prosto do C. Nie byłem zbyt zadowolony z linii która miała wyjść prosta, ale z mojej perspektywy wcale taka nie była. No cóż, tak naprawdę wszystko widzę teraz w czarno-białych kolorach.
Pojechałem w lewo, całą swoją uwagę skupiając na krokach konia, choć muzyka i przerażająca ilość osób nieco mnie dezorientowała. Ale czemu się dziwić, w końcu to ogromna, znana na całym świecie Akademia, bardzo ważna w jeździeckim świecie. Stop, zamyśliłeś się!
Niemalże w ostatniej chwili zmieniłem kierunek przez środek, ale głęboko wierzyłem że nie było to tak zauważalne, chociaż czułem że Jutrzenka nieco za mocno szarpnęła głową.
Gdy kłusowaliśmy lekko do A na linię środkową, zacząłem mieć wątpliwości. Przed nami dosyć słaby punkt dla mnie - choć nie oszukujmy się, cały dresaż był moim słabym punktem. No nic. Pora na ustępowanie od łydki.
Odetchnąłem z ulgą kiedy klacz zareagowała na moje sygnały i z gracją pokonała dystans do S. Dalej przez większość czasu szło jak z płatka - niemalże niezauważalnie przeszliśmy do galopu roboczego, zgrywając kroki Jutrzenki z muzyką. Co prawda trochę się zagmatwałem po wydłużeniu galopu i na mój gust 15 centymetrowe koło wyszło bardziej na 20, ale miałem nadzieję że to tylko moja wyobraźnia, nieprzystosowana do figur ujeżdżeniowych.
Byłem z siebie cholernie dumny kiedy klacz perfekcyjnie przeszła do kłusa roboczego tam gdzie miała. "No, przynajmniej coś jednego wyjdzie", mruknąłem w duchu.
Następne kilka figur również nie szło źle - zatrzymanie w A, wydłużenie stępa i wjechanie na linię środkową. Jednak z kolejnym ustępowaniem od łydki nie szło tak dobrze. Zaczęliśmy odrobinę za późno, ledwo zmieściliśmy się przy ścianie a i nie było to za równe. Starałem się jednak nie narzekać, wziąłem się za siebie i przez resztę również przeszliśmy gładko.
Szedłem automatycznie - kłus, wolta, galop, wolta. Mógłbym wymyślić nawet do tego rytm.
W M zebrałem nieznacznie galop, przejechałem tak aż do P gdzie zwolniłem do kłusa i powoli zacząłem się rozluźniać gdy zadowolona klacz skręcała przez A na linię środkową, miętosząc wędzidło w pysku. Zatrzymała się na X, czekając aż się ukłonię i na luźnej wodzy opuściliśmy czworobok.

Nie mogłem się powstrzymać od głębokiego wypuszczenia powietrza. Zresztą klacz chyba też była zadowolona bo swobodnie opuściła głowę gdy puściłem jej wodze i położyłem ręce na udach. Poklepałem ją po szyi.
- Dobry koń. - pogratulowałem stępując po rozprężalni. Przybiłem piątkę z kilkoma jeźdźcami z akademii i zacząłem szukać wzrokiem Alex. Nie widziałem jej nigdzie w zasięgu wzroku ale mówiła mi że nie jest pewna co do swojego przejazdu, więc nie do końca wiedziałem czy jedzie czy nie. Może po prostu była jedną z ostatnich.
- Należy ci się podwójna porcja owsa i cieplutka derka. - zaśmiałem się kiedy klacz prychnęła z zadowoleniem.

Gratulacje, udaje ci się zająć 2 miejsce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)