środa, 3 maja 2017

Od Luke'a C.D Adeline

- Jesteś w stu procentach pewna? - mruknąłem do jej ucha, delikatnie obejmując ją rękoma w pasie, by łatwiej było mi się schylać nad jej ramieniem, co zawsze było dla mnie swego rodzaju wyzwaniem. Skutkiem ubocznym, ale jakże mi wtedy potrzebnym, była także jej bliskość, którą niewątpliwie czułem, gdy oparła swoje plecy o moją klatkę piersiową, wciąż spoglądając na konia. Gniady ogier niespokojnie kręcił się po swoim boksie, a sam odnosiłem wrażenie, że jego serce pompuje w tamtym momencie znacznie dużo więcej krwi, aniżeli powinno. Bez dwóch zdań zwierzę było przestraszone, a cała sytuacja nie dość, że była dla niego niekomfortowa, to widocznie stresogenna.
- W dziewięćdziesięciu dziewięciu - odparła po chwili, jakby zastanawiając się nad odpowiedzią, co na mój gust nie zwiastowało niczym dobrym. Jej twarz jednak wciąż była cała rozjaśniona, głównie za sprawą uśmiechu, który wcale nie zamierzał znikać z jej twarzy. Była szczęśliwa, ledwo gdy tylko uświadomiła sobie, że w drodze do kupna nie stoi jej nikt, ani tym bardziej nic. Może po za mężczyzną, który oprowadzał nas po stajniach - wyglądało na to, że był właścicielem nie tylko tego konkretnego konia, ale także reszty innych. Na jego miejscu nie wiedziałbym, co zrobić - umówmy się, ile dziennie zdarza się przypadków, w których ktoś po prostu przyjeżdża, by oglądnąć konie, a wyjeżdża z zamysłem tego, by kupić jednego z nich? Sam nie byłem co do tego przekonany, ani odrobinę, ale nie potrafiłem wypowiedzieć ani jednego słowa, które miałoby na celu zatrzymanie Adeline. Kochałem to, gdy się cieszyła, a ponadto wiedziałem, że i tak nie zwróciłaby na moje argumenty uwagi - była i jest uparta, co choć było urocze, to niekiedy wyraźnie uciążliwe. Jej decyzja była bardziej niż spontaniczna i nieprzemyślana - w końcu, jakby na to nie spojrzeć, widziała konia po raz pierwszy. Nigdy nie widziała go przy pracy, nie widziała go w obejściu, ani nawet nie spytała się o to, czy nie było z nim problemów - zarówno zdrowotnych, jak i tych innych. Ślepo zapatrzona w ogiera, nawet nie pomyślała o tym, czy w ogóle planowano jego sprzedaż.
Nie zdziwiłbym się nawet mężczyźnie, gdyby zaczął protestować - nie często zdarzają się przypadki, gdy ktoś bez uzgodnionej ceny płaci za konia, w dodatku za pewne sumę, która przekraczała jego faktyczną wartość. Nie znał Adeline, nie znał mnie, ani nie znał naszych zamiarów - mógł być jedynie pewien, że koń nie skończy jako osiatkowane mięso, bo wpłacone pieniądze stanowczo były zbyt duże jak na to, gdyby miał zostać wydany w takim celu. Faktycznie, tak jak się spodziewałem, facet był mocno, ale to mocno zdziwiony. Po namowach Adeline, w dodatku wiedząc, że wszystkie pieniądze już wpłynęły na jego konto, uległ w końcu, zmierzając wraz z brunetką do biura. Wiedziałem, że nic tam po mnie, więc zostałem spokojnie w stajni, rozkoszując się tym, że stoję pośrodku budynku wypełnionego końmi, zupełnie nie przejmując się obowiązkami, które czekałyby mnie w Akademii. Nie długo nam już zostało wypoczynku, bowiem wspólnie uznaliśmy, że następnego dnia wieczorem wylecimy z powrotem do Miami. To miejsce, choć z pozoru piękne, nie kojarzyło nam się już z niczym przyjemnym, a obydwoje chcieliśmy zostawić przeszłość za sobą, w tym także jedno, ale jakże ważne i przykre wydarzenie, którego cholernie żałowałem.
Byłem pewien, że łatwiej byłoby mi zapomnieć, gdybym wciąż nie miał przed sobą obrazu okolicznych okolic, jak i wspomnienia płaczącej Adeline. Adeline, która płakała przeze mnie, choć tak bardzo tego nie chciałem.
~*~
Brunetka niemalże siłą wyciągnęła mnie z taksówki, gdy ta zaparkowała na lotnisku. Od wczoraj, kiedy to uzgodniła z mężczyzną wszystkie formalności odnośnie kupna Double, chodziła cała w skowronkach, niezależnie od tego, co akurat robiła. Nie mogła przestać najwidoczniej myśleć o tym, że ogier przyjedzie za tydzień do Akademii, bo mówiła o tym wszędzie, dosłownie wszędzie, pomijając jakby fakt, że uświadomiłem sobie ten fakt wyjątkowo dogłębnie.
Wysiadając z czarnego jak smoła pojazdu, ponownie wysłuchiwałem wiązanki. Rozpoczynała się niewinnie i na inny temat, jednak kto mógł być pewien, co jej przyjdzie do tej ślicznej główki? Trzeba będzie ją wcześniej wysyłać do spania, bo mam wrażenie, że niemiłosiernie rozpiera ją energia. Ja, jako przykładny tatuś, pełniący rolę także chłopaka - zwał jak zwał, jeden kij - byłem gotowy na to, by odciąć jej dostęp do słodyczy, które na pewno podniosły jej poziom energii.
- Luke, pośpiesz się... - mruknęła zirytowana, gdy wyciągałem nasze walizki z bagażnika. Słysząc jej uwagę akurat wtedy, gdy miałem ochotę ją odrobinę podenerwować, zacząłem robić to jeszcze wolniej, zupełnie się nigdzie nie spiesząc. - Zaraz nie zdążymy, Luke no!
- To polecimy następnym - obróciłem się w jej stronę z szerokim uśmiechem, na co ona wywróciła swymi czekoladowymi oczami. Śmiejąc się pod nosem z tego, jak szybko udało mi się wyprowadzić ją z równowagi, przyspieszyłem mimo wszystko nieco tempa, dzięki czemu walizki już po chwili stały po za bagażnikiem.
- Grzeczny chłopczyk - zaśmiała się, lekko stając na palcach, by zmierzwić moje roztrzepane na wszystkie strony włosy, co skwitowałem cichym warknięciem. Przerywając jej socjalizowanie mnie z jej dłonią, chwyciłem delikatnie jej uniesiony nadgarstek, całując przegub jej dłoni. Brunetka uśmiechając się, zaczęła przeszukiwanie swojej torebki w poszukiwaniu bliżej nieokreślonej dla mnie rzeczy, co szybko wykorzystałem, biegnąc wraz z walizkami przed siebie. Okej, to było głupie, bo tak jakby zgubiłem się w tłumie ludzi, ale przynajmniej przyniosło zamierzony efekt.
Adeline, zauważywszy moje zniknięcie, niemalże wbiegła za mną do budynku, gromiąc mnie wzrokiem.
- No co? - spytałem niby zdziwiony, w rzeczywistości powstrzymując się przed tym, by posłać jej szeroki uśmiech. - Kazałaś mi się pospieszyć, nieprawdaż? Przecież zaraz nie zdążymy - dodałem, siląc się na to, by podwyższyć swój głos do typowo kobiecego tonu.
- Przypomnisz mi może to, dlaczego wciąż się z Tobą spotykam? - mruknęła, opierając się na metalowej rączce od walizki, która pod wpływem naporu zsunęła się, gdzie już nie mogłem powstrzymać nadchodzącej fali śmiechu.
- Może dlatego, że mnie kochasz, skarbie? - wciąż lekko drżąc po zdecydowanie zbyt dużej dawce radości, nachyliłem się nad nią, chcąc lekko musnąć jej wargi - ona jednak, odchyliła swą głowę na bok, kierując się w stronę dosyć małej kolejki do odprawy. Kręcąc głową, ruszyłem tuż za nią, ciągnąc za sobą wszystkie nasze bagaże. Na całe szczęście, wszystko przebiegło dosyć sprawnie, dzięki czemu całkiem szybko znaleźliśmy się w samolocie, na który jak się okazało, niemalże się spóźniliśmy.
Mimo początkowej wojny, to Adeline zajęła miejsce pod oknem, co skwitowałem pełnym niezadowolenia mruknięciem. Dziewczyna szybko postanowiła mnie udobruchać, lekko gładząc mój policzek, co niewątpliwie działało na mnie hipnotyzująco.

Adisiu? <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)