wtorek, 16 maja 2017

Od Lily C.D Callum'a

Ewidentnie ta sama książka, o którą niedawno walczyłam niczym lwica o młode, dłużyła mi się niemiłosiernie, jednak z powodu braku większych zajęć oraz nudy wolałam siedzieć spokojnie w salonie i dokańczać małymi krokami książkę. Jednak żołądek rozpaczliwie błagający o cokolwiek jadalnego, ostatecznie zmusił mnie do opuszczenia ciemnobrązowej sofy do kuchni. Moment chwilowej akcji w powieści na tyle przykuł moją uwagę, bym nie chciała odłożyć książki, a zabrać ją ze sobą. Pech chciał, że gdy obrazy powieszone równiutko na beżowych ścianach korytarzu mijały mi z prędkością światła, nie zauważyłam nawet, kiedy przez czyjeś potężne cielsko znalazłam się na podłodze, znacznie oddalona.
— Sierota. — karcący pomruk wydał z siebie wcześniej już spotkany szantażysta — Nie chodzi się z nosem w książce.
Przez chwilę wyglądałam jakby piorun we mnie strzelił, a ja wybita z rytmu próbowałam dopuścić do siebie informacje, o tym, co właściwie się stało. Ledwo zbierałam myśli na jakąś ripostę odzwierciedlającą jego charakter, jednak mózg nie chciał pracować tak, jakbym tego oczekiwała, a przynajmniej miałabym taką nadzieję. Jednak ani oczekiwań, ani nadziei nie spełnił. Jedyne na co mogłam się wysilić to morderczy wzrok.

~*~

Poczułam jak na czubku nosa przykleja się bita śmietana, pochodząca z kubka gorącej czekolady. Ciepły napój parował swoją temperaturą, pozostawiając przyjemny zapach. Jednak i to nie uszczęśliwiło głodnego organizmu. Soczyście czerwony owoc spokojnie bezruchu leżał na ozdobnym półmisku, kusząc swoim błyskiem każdego śmiałka, który odważył się wejść do kuchni. Cicho zagarnęłam dłonią jabłko jednak, nie dane było mi je dalej trzymać, gdyż ogrom znajomego mi ciała popchnął mnie wprost do zlewu, na szczęście nie zbijając zielonego kubka z napojem wszelkiego bóstwa.
— Co chcesz? — zmroziłam wzrokiem chłopaka, który nagle się ciut wycofał.
— Banana, jeżeli panna łaskawa.
Z westchnieniem sięgnęłam po podłużny owoc, który nagle okazał się też pięknym okazem zdrowego pożywienia. Poczułam jak chłodna, acz delikatna skóra czarnowłosego styka się z moją. Szybko zabrał rękę z upragnionym owocem i zniknął za blatem, by spokojnie usiąść przy barku.
— Podasz mikser? Jednak koktajl jest ciekawszym sposobem pochłonięcia go — stwierdził, patrząc bezinteresownie, czy teraz nie odwrócę się do niego plecami i sobie pójdę. Jednak nic podobnego nie zrobiłam. Podałam tylko posłusznie urządzenie i wróciłam do salonu, by dokończyć rozdział.
— Tak lubisz książki? — zagadnął po chwili głośnego łomotania miksera. Zdezorientowana chwilę odwróciłam wzrok w stronę zielonych oczu, skanujących dokładnie moje ciało.
— Ta akurat wciągnęła — przyznałam nie wysilając się na coś w stronę nienawiści, z której powolnie wybiegał ten towarzysz. Nagle po ujrzeniu wyczekiwanych atramentowych cyferek, zapisanych równym drukarskim pismem, oznaczających kolejny rozdział, do sklejonego boku kartek wepchnęłam fioletową zakładkę z wypuklonym złotym wzorem trzech róż i odłożyłam powieść na stolik, łącząc dłonie wysoko nad głową, by się przeciągnąć. Wszelkie mięśnie jak się szybko napięły, jeszcze prędzej rozluźniły.
— Nie wstyd się spóźniać na pierwszy trening? — zapytałam, gdy szczyt osiągnęła już dwudziesta któraś minuta treningu dla średnio-zaawansowanej grupy.
— Nagle nie trafiasz jakimiś uwagami w innych ludzi? — zapytał wysoko unosząc brwi i udając niesłychane zaskoczenie.
Prychnęłam pod nosem. Tracąc już nie raz przekroczony poziom "anielskiej" wprost cierpliwości, wytrzymującej maksymalnie parę głupot usłyszanych i przyjętych do świadomości. Leniwie podniosłam się do pozycji stojącej, jednocześnie prostując nogi.
— Chcesz jeszcze poznać jakiś teren, to się pośpiesz. Czekam w stajni — szybko opuściłam duszny budynek akademika, by jak najszybciej rozruszać swoje konie.

~*~
Czarne bryczesy dokładnie przylegały do umięśnionych nóg, a łydki opinały połyskujące w świetle oficerki.
— Jak jeździsz? — zadałam podstawowe pytanie. Miałam nadzieję, by umiał jakkolwiek dobrze jeździć, na tyle by Spartan mógł się wyszaleć. Dwa konie odrobione w tym samym czasie, byłyby cudownym wyjściem. Sama miałam w planach pojeździć na Moon.
— Dobrze.
— Jak dobrze? — przewróciłam oczami, tracąc cierpliwość. Na kasztanowej skrzyni przy boksie wierzchowców spoczywały ich sprzęty i skrzynki z szczotkami.

Callum?
Jeny jakie to krótkieeee...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)