poniedziałek, 29 maja 2017

Od Lily C.D Callum'a

Na samym początku prośba czarnowłosego mnie zaskoczyła, bo sądziłam, że już kogoś z innych członków uczelni znalazł do spędzenia reszty czasu, jednak nie podejrzewałam, że to będę ja. Rozpaczliwie szukałam jakiegoś pomysłu, gdy nagle zapaliła się nade mną jeszcze jedna żarówka. Cwanie popatrzyłam na krzyżakowy śrubokręt, który powoli stawał się coraz bardziej wart mojego szaleńczego pożądania. Zręcznie chwyciłam w obie dłonie przyszłe narzędzie zbrodni i czym prędzej pomaszerowałam w stronę biura dyrektorki. Słyszałam za sobą ciche, ale jednak nadal brzmiące kroki Callum'a, który usilnie starał się grać cichą myszkę, która z kolei stara się zrobić psikusa najgroźniejszemu kotu. Na ile Elizabeth przypominała futrzaka, sama nie wiem, ale ile razy patrzyłam z tej strony na nią, kot wydawał się coraz do niej podobny.
— Cicho! — zatrzymałam go gestem dłoni, próbując się wsłuchiwać w kroki kogokolwiek, kto znalazł się przypadkiem, bądź nie, na tym samym korytarzu co my. Stukanie obcasów stawało się coraz głośniejsze, a ja zastanawiałam się, kto jeszcze jest na tyle inteligentny by w stadninie zakładać szpilki. Widocznie mój towarzysz także rozkminiał sens tego "sprytnego" pomysłu. Dźwięk stawał się niebezpiecznie głośniejszy, co gorsza, nadal rósł, a na ścianie wieńczącej załamujący się w połowie korytarz, pojawił się cień w kształcie kobiecej sylwetki.

— Spi*przamy! — krzyknęłam na tyle głośnym szeptem, by w pierwotnej konstrukcji prośba? Polecenie? Trafiło do mózgu czarnowłosego. Głowa chłopaka obracała się we wszystkie możliwe strony, póki wzrokiem nie natrafiła na malutkie drzwi na schowek na miotły. Ani ja, ani on nie chcieliśmy tam być, bo niestety minuta spędzona na oddychaniu tamtejszym powietrzem, kończyła się uduszeniem. Jednak tym razem nie było wyboru, ale i wielkie szczęście nam z drugiej strony sprzyjało, gdyż zamiast niemieckiej chemii, można było poczuć niemałą zawartość tlenu. Padałam do stóp z wdzięczności sprzątaczek, które wreszcie pomyślały o przewietrzeniu tamtejszego zakamarka. Niestety schowek okazał się na tyle ciasny, że lekko co chwila musiałam wpadać na potężne ciało chłopaka. Popatrzyłam niewinnie spod chmury swoich włosów w błyszczące szmaragdy zamiast oczu, które odpowiadały mi cwaniacko. Zaciśnięte w piąstki dłonie opierały się o umięśniony tors chłopaka, co było jedyną barierą oddzielającą mnie od niego. Na moje policzki wkradł się kompromitujący szkarłat, przez co schyliłam głowę w dół.

— Wstydzisz się mnie? — zapytał cichym szeptem, a w jego głosie poczułam coś miłego, przyjemnego. Delikatne rumieńce przerodziły się w jeszcze większe, a serce zaczęło głośniej się odbijać.

— Ja? Nie... — zapewniłam, ponownie podnosząc głowę do góry.

— To czemu się rumienisz? — zaśmiał się, przykładając swoją ciepłą, dużą dłoń na moje.

Kompletnie nie wiedziałam co odpowiedzieć. Stałam w milczeniu, nadal zastanawiając się co odpowiedzieć. Zbawiennie milknące kroki tych samych szpilek i cisza na korytarzu, zapewniły o swojej samotności w ciemnościach, spowodowanych już nocą.

— Poszła sobie. Wychodzimy? — uniknęłam niezręcznego dla mnie tematu, nieśmiało dochodząc do cichego głosu. Towarzysz popatrzył jeszcze na nasze dłonie, po czym skinął z uśmiechem głową.

Jednak i tu okazał się mały problem, spowodowany ciasnotą drzwiczek. Po wszelkich próbach przedostania się na korytarz, stwierdziliśmy, że nie jest możliwe zrobienie tego razem. Tak przeszliśmy do kolejnych prób wychodzenia pojedynczo. To dopiero przyniosło oczekiwany skutek i mogliśmy wejść po cichu do oczekiwanej w najbliższym czasie pomieszczenia. Pierwszą rzeczą, która zdecydowanie najbardziej skupiała na sobie uwagę, było mahoniowe biurko, rozmiaru ogromnego, a zanim chował się skórzany obracany fotel. Zanurkowałam pod biurko, próbując się jak najszybciej dobrać do malutkich śrubek. Jednak nastąpiło moje rozczarowanie, gdy tych śrubek było tysiące, a mrok pokoju, oświetlany zaledwie przez księżyc, jakby cyrklem rysowany.
— Call, weź pomóż — spojrzałam błagalnie w leśne oczy, które nagle przez egipskie ciemności zamieniły się w podobne do moich. Chłopak szybko powtórzył moje ruchy, oraz sprawnie zadecydował o najbardziej wartościowej śrubie. Kawałek metalu, wykonywał piruety, jak baletnica, będąc pod wpływem fioletowego śrubokrętu. Po usłyszeniu odbijającej się o świerkowe panele malutkiej śrubki, fotel zaczął się niebezpiecznie gibać. Zadowoleni z odniesionego sukcesu, czym prędzej opuściliśmy biuro właścicielki uczelni i zamazując ślady zbrodni, wróciliśmy do akademickiej kuchni.

— To na co masz ochotę? — zapytałam, stając po jednej stronie blatu, podczas gdy za drugą, na krzesełku rozsiadł się on. Zgrywając cwaną kelnerkę, delikatnie sunęłam palcami po owocach wybieranych do koktajlu.

Calliś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)