poniedziałek, 29 maja 2017

Od Callum'a C.D Lily

- Powiadasz, że zjemy w tejże Akademii, którą będziemy mieć na co dzień? - Zapytałem. - Nie lepiej się gdzieś przejechać? - Powiedziałem, wyjmując z kieszeni klucze, które pod wpływem sztucznego światła, srebrzyście błysnęły, niczym takie z filmu.

- Co proponujesz? Na pewno nie zgodzę się na zwykłe jedzenie w samochodzie.

- Znajdzie się jakiś wolny stolik, w którejś z restauracji. Przecież w Miami jest ich pełno. - Stwierdziłem i podrapałem się pod podbródku.

- Miami? Czy Ty już totalnie oszalałeś?

- Może? To jak? - Uniosłem brew w oczekiwaniu na jakikolwiek sygnał od brunetki, która delikatnie skinęła głową, lecz w jej oczach widać było niepokój. - Idź po jakąś kurtkę, będę czekał w samochodzie.

Lily szybko zerwała się z miejsca i jak z procy wystrzeliła po schodach, pnących się w górę. Zaśmiałem się tylko pod nosem, zakręciłem kluczem na środkowym palcu i opuściłem pomieszczenie, w którym po chwili zapanowała ciemność. Schody zaczęły wydawać z siebie puste dźwięki, gdy wspinałem się do głównego wyjścia z budynku Akademika. Chłodne nocne powietrze szybko rozwiało moje włosy, które teraz zdawały się mieć brązowawą postawię, rzecz jasna była to sprawka księżyca namalowanego na bezchmurnym niebie. Moje auto nie stało w garażu, ponieważ jeszcze nawet nie miałem chwili by do niego zajrzeć. Gdy tylko poczułem w swoich dłoniach kierownicę, która była wręcz przepiękna (jak można powiedzieć, że kierownica jest przepiękna...). Można było powiedzieć, że moje Ferrari jest siódmym, czy tam ósmym cudem świata. Czerwony lakier samochodu był jeszcze nienaruszony, a prędkości jakie osiągał były wręcz niesamowite. Jednakże niesamowita była też kwota, którą wpakowałem w te istne cudeńko. Sam pamiętam jak to będąc ośmiolatkiem powiedziałem sobie, że po osiemnastce sprezentuje sobie Ferrari. Dokładnie wtedy zacząłem zbierać każdy banknot i monetę do jednego wielkiego pojemnika, a w dzień moich osiemnastych urodzin, rozbiłem go, lecz suma nie była wystarczalna. Wtedy na pomoc przyszli moi rodzice i znajomi, którzy wspólnie ze mną złożyli się na przepięknie brzmiący samochód. Siedząc w aucie, zostawiłem otworzone ku górze drzwi, by dziewczyny nie zwiodły stojące dalej samochody. Po chwili z akademika wyłoniła się ciemna postać, na której plecach spływały kaskady falujących włosów. Brunetka delikatnie przystanęła, widząc mnie, który macha jej delikatnie dłonią.

- To jest naprawdę Twoje? - Powiedziała, przejeżdżając dłonią po ładnie wykończonej tapicerce

- Nie, ukradłem - żąchnąłem się, po czym zamknąłem drzwi. - Zapnij pasy, będą Ci potrzebne. - Dopowidziałem, a dziewczyna wręcz od razu wykonała moje polecenie.

Zaśmiałem się pod nosem i zapaliłem auto, które od razu wydobyło z siebie mruczenie przyprawiające mnie o dreszcze na ciele. Rzecz jasna przyjemne dreszcze, których doznawałem coraz częściej. Przygazowałem jednak trochę za mocno, bowiem narobiło się za dużo hałasu, a w niemalże każdym oknie zapaliło się małe światełko.

- Spierd***my! - Krzyknąłem, a opony samochodu wyrwały się z piskiem do przodu.

Pragnąłem szaleństwa, którego aż tak dawno nie zasmakowałem. Radość jaką dawała mi szybka jazda, była po prostu nie do opisania. W każdej sekundzie mój uśmiech starał się coraz szerszy, a widząc, że długa i pozbawiona zakrętów droga nie kończy się zbyt szybko, moja stopa stała się jeszcze cięższa, a czerwony wóz nabrał jeszcze większej prędkości. Dziewczyna, która siedziała tuż obok, wepchnęła się usilnie w fotel i kurczowo trzymała się plastikowej rączki na wewnętrznej stronie drzwi.

- Przestań! Zwolnij! - Zapiszczała przeraźliwie, a jej oczy rzeczywiście błysnęły strachem.

- No dobrze - westchnąłem i zmieniłem bieg w aucie, które gwałtownie zaczęło zmniejszać swoje kilometry na godzinę, które przed chwilą jeszcze na pewno sięgały powyżej trzystu. - Zadowolona? - Wskazałem na licznik, którego wskazówka pokazywała równe dziewięćdziesiąt.

- Już od biedy może być - westchnęła i potarła swoje oko.

- To teraz sobie czegoś posłuchamy - wydałem, a moja dłoń szybko zawędrowała do radia, które właśnie grało jedne z najlepszych utworów tego roku.

Jak się okazało brunetka również gustowała w moim stylu muzycznym, który nie należał do za bardzo kobiecych. Za każdym razem gdy widziałem to, jak dziewczyna uśmiecha się, podśpiewując sobie refren piosenki, odczuwałem jakieś przyjemne uczucie, którego nie potrafię opisać. Jednakże nasza droga bardzo szybko się skończyła, bowiem z naszej Akademii było to jakieś czterdzieści kilometrów do Miami, miasta w którym światła nigdy nie gasły. Zaśmiałem się widząc miny młodych przechodniów, którzy z wymalowanym zdziwieniem wpatrywali się w moje czerwone auto.

- Imponujące, nieprawdaż? - Zapytałem i poprawiłem uścisk na kierownicy. - Nie martw się, aż tak źle nie prowadzę - uniosłem jeden kącik ust do góry.

- Tylko mnie nie zabij. Resztę Ci wybaczę - zaśmiała się.

Wzruszyłem ramionami i ruszyłem do przodu, bowiem jeszcze przed chwilą staliśmy na czerwonym świetle. Może uwielbiam szaleć na drodze, ale nigdy nie toleruje przejeżdżania na błędnych światłach. Mijaliśmy kolejne restauracje, które tętniły życiem, jednakże w każdej była wystawiona tabliczka braku stolików. Na nasze szczęście pod sam koniec długiej ulicy, stał świeżo co otwarty lokal, z którego wydobywał się przepiękny zapach.

- Idziemy? - Zapytałem, bawiąc się zawieszką od kluczyka.

Lil?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)