niedziela, 28 maja 2017

Od Luke'a C.D Holiday


Mimo tego, że w ciemnych korytarzach kina znajdowaliśmy się już od kilkudziesięciu minut, wciąż nie mogłem przyzwyczaić swych oczu do jaskrawych świateł, które jako jedyne oświetlały cały budynek w jego wnętrzu. Mrużąc oczy, zupełnie tak, jakbym nie umiał rozpoznać kształtu niczego, co znajdowało się wokół mnie, pociągnąłem Holiday delikatnie za dłoń, mając nadzieję na to, że uda mi się nie zgubić rudowłosej przy wejściu do sali. Jak się okazało, ku mojemu zdziwieniu, dziewczyna wcale nie próbowała się wyswobodzić z mojego uścisku, co za pewne było spowodowane tym, że nie chciała robić scen przy takim tłumie ciekawskich ludzi, mimo tego, że wcześniej nie miała z tym najmniejszego problemu. Niemniej jednak, zrobiło mi się cieplej na sercu, kiedy mogliśmy normalnie wymieniać się przyjacielskimi gestami, nie musząc przy tym wymuszać na sobie uśmiechów. Bo byłem pewien, że uśmiech, który pojawił się tuż pod jej nosem, był jak najbardziej szczery i piękny w swojej prostocie.
- Chodzisz wolniej niż moja babcia - mruknęła obok mojego ramienia Holiday, zadzierając lekko głowę do góry, by móc wnikliwie przyglądać się mojej twarzy. W gruncie rzeczy, sam miałem ochotę na to, by poruszać się znacznie szybciej - było to jednak utrudnione, zważywszy na to, że niemalże nie czułem pod podeszwą swego buta stopnia, na którym właśnie stawiałem swoją nogę. Były zadziwiająco strome, a ich oświetlenia wcale nie sprawiały, że łatwiej było mi się poruszać do góry. Każdy krok nie wydawał się być przybliżeniem do sukcesu, a raczej męką, której nie byłem w stanie sam ukrócić. W tym całym zamieszaniu, starając się jak najszybciej pokonać schody, by uniknąć wzroku ludzi, którym przeszkadzała nasza nagła obecność, praktycznie zapomniałem numeru rzędu, w którym znajdowały się nasze miejsca. Wyglądało na to, że jedynie Holiday zachowywała zimną krew, pokonując schody tak, jakby urodziła się w ciele zwinnej sarny. Nie zwracając większej uwagi na to, że patrzyłem pod swoje nogi, nieco wyprzedziła mnie, ciągnąc mnie do przodu za dłoń, którą wciąż trzymała mocno w swojej. Zmniejszyła uścisk dopiero wtedy, gdy runęliśmy obydwoje na schody, zapomniając o czymś takim, jak zdrowym rozsądku.
Zamiast podnieść się, zebrać resztki honoru i udać się do odpowiedniego rzędu - zaczęliśmy się śmiać tak bardzo, jak nigdy dotąd. Sądziłem, że będzie to niemożliwe, a jednak okazało się, że obecność obcych osób sprawiała dodatkowo, że cała ta sytuacja wydawała się być jeszcze bardziej śmieszna, niż była właściwie w rzeczywistości. Ledwo co łapiąc oddech, po prostu leżałem na niekoniecznie wygodnych schodach, ignorując nawet fakt, że Holiday przy upadku runęła prosto na mnie. Śmiejąc się więc prosto w jej rude kosmyki włosów, nawet nie myślałem o tym, by poruszyć się z miejsca. Ostatecznie to przyjaciółka opanowała się na tyle, by powstać ze mnie, z dumą ruszając w odpowiednim kierunku. Czując, że nie mam innego wyjścia, najzwyczajniej w świecie wstałem, kręcąc przy tym głową, gdy okazało się, że dziewczyna na dobre zniknęła z mojego pola widzenia. Zdradził ją jednak chichot, wydobywający się z jednego, pustego rzędu. Bez zbędnych ceregieli zająłem miejsce tuż obok niej, starając się unormować oddech.
- Już nigdy nie będziesz normalna, prawda? - tym razem słowa te padły z moich ust, podczas gdy równocześnie obserwowałem rudowłosą, najwidoczniej zadowoloną z faktu, że ponownie tego dnia udało mi się oberwać dzięki jej intrydze. Z każdą minutą coraz bardziej wątpiłem w to, że ostatni wypadek był czystym przypadkiem i niekoniecznie śmieszną igraszką losu.
- Prawda. Zadowolony? - mruknęła, by już po chwili odwrócić ode mnie wzrok, skupiając się na ekranie. Wyglądało na to, że nie tylko mnie nudził film, bo dziewczyna szybko powędrowała wzrokiem na mnie, wyrywając mi niemalże z ręki pomiętolone bilety. Zaśmiała się cicho pod nosem, milknąc jednak, gdy siedząca przed nami kobieta skarciła ją wzrokiem.
- To nie ta sala, Luke.
~*~
Wysilając wspólnie nasze bystre umysły, doszliśmy do wniosku, że siedzenie na losowym filmie nie jest tym, co szczególnie nas pasjonuje. Szybko wyszliśmy z kina, psując przy tym plastikowy kosz i nerwy kilku przypadkowych pracownic. Na całe szczęście, tym razem zdecydowaliśmy się na to, by powrócić do akademii autobusem - jeździł częściej, wożąc tym samym w środku mniej osób, niż miał to w zwyczaju robić okoliczny tramwaj. Mimo tego, że nie spełniłem swojego marzenia o jeździe w kolejowym środku transportu, mogłem śmiało powiedzieć, że wybór innego środka komunikacji był strzałem w dziesiątkę. W okolicach Miami znaleźliśmy się szybko, a jedynym uniedogodnieniem, jakie nas spotkało, były zamknięte drzwi do budynku, w którym przyszło nam mieszkać. Nie poddaliśmy się jednak bez walki - dostrzegliśmy bowiem otwarte okno, które było naszą jedyną nadzieją na spędzenie nocy w ciepłym pomieszczeniu.
- Jestem głodna - fuknęła rudowłosa, ledwo gdy tylko jej noga zetknęła się z miękką wykładziną, którą wyłożony był cały, długi korytarz.
- Bywa, przykro mi. Podobno tynk jest smaczny.
- Nie wnikam w Twoje gusta, idioto - warknęła, lekko popychając mnie do przodu, w stronę zamkniętej stołówki. - Po prostu odpłacisz mi się za to, że nie było mnie ani na obiedzie, ani na kolacji.
- Dobre sobie - uśmiechnąłem się, bez większego skutku szarpiąc za białą klamkę. - Podejrzewam, że nikogo już tutaj nie ma od dwóch godzin.
- Świetnie. To chociaż wymyśl coś, proszę - siląc się na łagodniejszy głos, złapała za moją koszulkę, by subtelnie zmusić mnie do tego, abym całkowicie odmóżdżył się, reagując nie tylko na jej prośby, ale także na rozkazy.
- Nie wiem tylko, co. Mam jakiś klucz obok tego do pokoju, ale nie sądzę, żebym miał samowolny dostęp do stołówki.
- Sprawdź, a nie marudź - ponagliła mnie, opierając się o zamknięte drzwi. - Znając życie, to kuchnia jest standardowo pusta.
- Nie chcę Cię zmartwić, ale za pewne tutaj także niczego nie ma - wymruczałem niemalże, szukając po swoich kieszeniach odpowiednich kluczy. Będąc pewnym, że zgubiłem je gdzieś po drodze, ostatecznie odnalazłem je, siłując się z włożeniem ich do zamka. Ku naszemu zdziwieniu, drzwi odpuściły, wpuszczając nas do wnętrza pustego pomieszczenia.
- Aż taki gruby jestem, że potrzebuję całodobowego dostępu do jedzenia? - nadąsałem się, zajmując miejsce za jednym ze stolików, oczekując na to, aż Holiday z powrotem zaszczyci mnie swoim towarzystwem.
Przysięgam, że to, co działo się dalej, było tylko i wyłącznie niefortunnym zbiegiem wydarzeń. Można to nazwać formą odpłacenia się za sytuację nad jeziorem, mimo tego, że nie miałem ku niej nic przeciwko. Niemniej jednak, kiedy rudowłosa usiadła mi na kolanach, tłumacząc to tym, że gdzie indziej byłoby jej zwyczajnie zimno, a moja obecność i tak jest już dla niej wystarczającą katorgą, mimowolnie odgarnąłem kosmyki jej włosów za ucho, nie mogąc powstrzymać się przed tym, by odkryć jej blady policzek. Zdziwiona odwróciła się w moim kierunku, nie zdając sobie sprawy z tego, że pogorszy tym samym sytuację - nim się właściwie obejrzała, delikatnie musnąłem jej wargi, właściwie nie zdając sobie sprawy z tego, co robię.

Holiday? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)