niedziela, 21 maja 2017

Od Adeline C.D Luke'a

- Wypraszam sobie. - Fuknęłam. - Jeżeli noszą coś pod sercem, to jest to płci żeńskiej. Czekaj, zapomniałam, że nie posiadam serca - westchnęłam z ciągłym uśmiechem na twarzy.
- Nazwiemy go Luke Junior - powiedział, a po chwili upił kolejny łyk aromatycznej kawy.
- Nie. - Żąchnęłam się i uniosłam głowę do góry. - Adeline Juniorka - zaśmiałam się i sięgnęłam po kubek, który teraz w ręku dzierżył chłopak.
- Nie dam Ci. Nie możesz. - Bąknął i wypił ostatni łyk jakże malutkiej kawy.
- Jak tak to ma wyglądać, to może podziękuję Tobie w roli tatusia - rzuciłam, a blondyn nagle zerwał się z miejsca i podszedł do śmietnika, który stał na samym końcu sali. Jednakże gdy tylko wrócił ponownie chwyciłam jego dłoni, ale tym razem był to mój silny uścisk.
- Wiesz co? Cholernie się boję, ale jakoś damy radę - uśmiechnęłam się, a moje czekoladowe tęczówki zabłysnęły pozytywną energią.
~*~
Po tygodniowym pobycie w szpitalu, poczułam ulgę gdy w końcu mogłam zasnąć w moim najwygodniejszym na świecie łóżku, tuż przy boku Luke'a, który również był niesamowicie niewyspany, ponieważ praktycznie wszystkie dni i noce spędzał tuż obok mnie. W tamtych momentach poczułam jak bardzo zależy blondynowi na mojej osobie, której w tym momencie nienawidziłam. Nie mogłam zdzierżyć tego, jak mogłam tak mocno zatracić się w alkoholu i doprowadzić nasz związek niemalże do całkowitego rozpadu, którego rzecz jasna nie chcieliśmy. Jednakże w tym momencie gdy moja głowa tylko zetknęła się z materiałem poduszki, powieki od razu się przymknęły, a mój mózg odpłynął pławiąc się w ramionach spokoju i ciszy, której od kilku dni tak bardzo pragnął.

- Wstajemy, kochanie. Przecież już dzisiaj się przeprowadzamy - ze snu wybudził mnie ciepły i spowity w chrypce głos, który na pewno wydobywał się z blondyna. Jego usta złożyły na moim czole pocałunek, a ja otwierając delikatnie oczy, zobaczyłam, że niebieskooki stoi nade mną, ubrany i gotowy do przeprowadzki. Gwałtownie podniosłam się z materacu, dopiero wtedy zauważając, że cały pokój zastawiony był w przeróżnej wielkości pudełkach, napakowanych po brzegi przeróżnymi rzeczami, które zdążyłam uzbierać przez cały pobyt w Akademii Magic Horse. Czując ciepłe dłonie chłopaka na moich ramionach, uśmiechnęłam się pod nosem i mimowolnie mruknęłam przez delikatność, którą okazywał mi Luke.
- Jejku, przestań bo mnie drażnisz - zaśmiałam się i pogładziłam policzek młodego mężczyzny, który miał zostać ojcem mojego dziecka. Wczorajszego dnia nawet nie zdążyłam się przebrać przez to, że byłam aż tak śpiąca i wymęczona pobytem w szpitalu. Co prawda nadgarstek ciągle mi przeszkadzał, ponieważ rana bardzo piekła, a niekiedy zaczynała krwawić w małych ilościach. Tak szczerze kompletnie nie zwracałam uwagi na tamto wydarzenie, ponieważ starałam żyć myślą o tym, że już niedługo zostanę mamą, a mój ukochany chłopak zostanie ojcem mojego dziecka. Wybudziłam się z myśli, gdy usłyszałam, że chłopak bierze się za pierwsze pudła.
- Wiesz co Ci powiem? Nie chcę tego brać. Zostawmy to. - Westchnęłam i spojrzałam na graty, który zawadzałyby tylko w nowym mieszkaniu - Coś z tym zrobią.
- Jak uważasz, Adeline. To Twoja decyzja. - Powiedział i uśmiechnął się pod nosem. - Aby mały Lukey miał dobrze w Twoim brzuszku, kwiatuszku - zaśmiał się i podał mi dłoń.
- Rymujesz, kochany, rymujesz - zachichotałam i wystawiłam mu język. - Aj kotek, to będzie dziewczynka i Ty dobrze o tym wiesz.
Blondyn posłał mi tylko mordercze spojrzenie i połaskotał moje żebra.
- Przestań do cho**ry jasnej! - Krzyknęłam i zaczęłam się zwijać ze śmiechu. Jednakże chłopak po chwili przestał. - Umrzesz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)