poniedziałek, 8 maja 2017

Od Luke'a C.D Adeline

Bez słowa podszedłem do najbliższego okna, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się stało. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, otworzyłem szeroko okno, opierając się na chłodnym, metalicznie zimnym parapecie. Chłonąłem rześkie, poranne powietrze, z trudem stabilizując swój oddech, który od kilku chwil był nienaturalnie przyspieszony. Nie mogłem zrozumieć tego, zwyczajnie nie potrafiłem pojąć, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej.
Kochałem i kocham Adeline, myślałem nawet o wspólnej przyszłości, ale raczej nie oczekiwałem tego, że przyjdzie ona tak szybko. Byliśmy jeszcze młodzi, nasze decyzje niekoniecznie były dorosłe, zwyczajnie żyliśmy chwilą, nie wybiegając myślami za bardzo na przód. Wiedziałem, że nastanie taki moment, w którym los weźmie sprawę w swoje ręce.
Oczywiście że nie wyobrażałem sobie tego, aby którakolwiek inna kobieta była matką moich dzieci. To Adeline miała nią być i jak się okazało nią będzie, tylko nie spodziewałem się, że nadejdzie to tak szybko. Sam jeszcze czułem się dzieckiem, sam jeszcze odkrywałem świat, zupełnie go nie znając. Dalej się uczyłem, dalej byłem od kogoś zależny i dalej moje pomysły i podejmowane decyzje należały do tych infantylnych.
Wyobrażałem sobie to wszystko, robiłem to, jednak nie sądząc, że moje plany legną w gruzach. Najpierw chciałem się zwyczajnie wyszaleć, wykorzystać swoją młodość, dopiero potem coś osiągnąć bazując na wcześniej zdobytych doświadczeniach. Myślałbym potem o tym, by stworzyć z Adeline jeden wspólny dom, stworzyć rodzinę, a umówmy się, że tak dojrzała decyzja musiała być przemyślana. Jeśli tylko wszystko poszłoby po mojej myśli, a brunetka wciąż chciałaby ze mną być, myślelibyśmy o namacalnym symbolu naszej miłości, którym za pewne najpierw byłby pierścionek, a potem dopiero ślub. Wybudowałbym nam ładny dom na przedmieściach miasta, dbając o to, byśmy mogli zabrać tam swoje konie, wciąż mając możliwość rozwijania swojej pasji. Znalazłbym dobrą i pasjonującą mnie pracę, pokochałbym Adeline jeszcze bardziej, o ile byłoby to jeszcze możliwe.
Planowanie okazało się jednak zbędne, bo brunetka zaszła w ciążę, co zmieniało dosłownie wszystko.
Nie wiedziałem jak zareagować. Nie winiłem jej, bo byłem na tyle doinformowany, by wiedzieć, że zawsze istnieje to ryzyko. Podjęliśmy je świadomie, obydwoje, mogąc jedynie łudzić się, że tym razem los nas oszczędzi.
Nie potrafiłem pojąć tego, że będę miał dziecko. Będę ojcem, będę oglądał małego człowieka, rosnącego na podobieństwo zarówno mnie jak i Adeline. Będę miał powód do dumy, radości, ale i zmartwień - dziecko wymaga wyrzeczeń, wielu zmartwień, mnóstwa czasu i jeszcze większej ilości pieniędzy.
Martwiłem się o to, co będzie między mną a Adeline, naprawdę się martwiłem. Okej, kochała mnie, czy jednak oznacza to, że w ogóle planowała mieć ze mną dziecko? Co jeśli nie?
W tamtym momencie nie mogłem wyobrazić sobie tego, jak to wszystko się potoczy. Było to dla mnie całkowicie niepojęte, łudziłem się zwyczajnie, że będzie to tylko snem, wydarzeniem, które wcale nie miało miejsca. Nie potrafiłem się cieszyć, nie potrafiłem powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Nie chciałem pisać na wodzie, bo wiedziałem, że moje zapewnienia rzadko kiedy pokrywały się z rzeczywistością.
To było naprawdę straszne, że najpierw zmarli rodzice dziewczyny, która niecałą dobę później dowiedziała się, że spodziewa się nieplanowanego w żadnym stopniu dziecka.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem... - mruknąłem jakby do siebie, wyciągając z paczki papierosa, którego udało mi się odpalić chwilę później mimo panującego po za oknem wiatru. Trzymając fajkę pomiędzy wargami, nie mogłem przestać spoglądać na test, który definitywnie wskazywał dwie wyraźne kreski, bez żadnych złudzeń. Mimo początkowego szoku, dzięki któremu za pewne zachowałem się jak skończony kretyn, nie potrafiłem wyobrazić sobie sytuacji, w której nie dalibyśmy rady. Kochałem, kocham i będę kochał Adeline, więc zupełnie oczywiste było dla mnie to, że będziemy się wspierać. W tym wypadku brunetka miała się dużo gorzej, bo to na niej odbije się cała ciąża i to ona będzie w głównej mierze odpowiedzialna za to, co stanie się z naszym dzieckiem. Ku*wa, wciąż nie mogłem uwierzyć w to, że będę ojcem, że będziemy rodzicami.
Szybko zgasiłem papierosa o zewnętrzny parapet, po czym zostawiając delikatnie uchylone okno, podszedłem do Adeline, wciąż siedzącej w bezruchu na łóżku.
- Tak bardzo Cię kocham, skarbie - szepnąłem tuż obok jej ucha, lekko obejmując ją w talii. Brunetka wzdrygnęła się, jakby dopiero wtedy uświadamiając sobie, że jestem już przy niej. Tuląc ją do siebie, nie mogłem powstrzymać ogarniającej mnie euforii, do której jak widać, zwyczajnie musiałem dorosnąć. Na szczęście zajęło mi to krótką chwilę a nie wieczność, podczas której mógłbym wyrządzić dużo większe szkody, tym razem nie tylko samemu sobie.
- Co teraz, Luke? - spytała z delikatną niepewnością w jej ślicznych, czekoladowych tęczówkach. Czując jej niepokój, lekko musnąłem dłonią jej odkryte ramię, wciąż tuląc ją do siebie.
- Jest tylko jedno jedyne wyjście - mruknąłem, składając krótki pocałunek na jej policzku. - Musimy sobie dać radę, czy tego chcesz, czy też nie.
Adeline?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)