poniedziałek, 29 maja 2017

Od Callum'a C.D Lily

Woda szybko przemoczyła moje ubrania, jak i również włosy, które zmoczone wyglądały jeszcze ciemniej aniżeli były. Jednakże brunetka, która unosiła się na powierzchni wody wyglądała wręcz przeuroczo, mając na swojej głowie burzę mokrych włosów, ale i też mając na swoich ustach szeroki uśmiech, którego u niej wcześniej nie widziałem. Jej oczy połyskiwały tajemniczo w świetle zachodzącego słońca, które przybrało przepiękną barwę. Las otaczający całe jezioro, dodawał uroku temu miejscu. Obiekt wodny był położony na zaciszu, przez co był idealnym miejscem na małe wypady. Konie, które pozostawione były na pastwę losu, zaczęły obwąchiwać każdy zakątek i podskubywać kępki trawy, która porastała dziką plaże.

- Nie pozwalaj sobie za dużo - prychnąłem i sięgnąłem rękoma drewnianego pomostu, którego otaczały różne rośliny wodne. - Przecież jeszcze niedawno, szanowna dziewico, nie chciałaś mi wskazać drogi do jakże pieknej właścicielki tej stajni. - Zaśmiałem się teatralnie. - Wróć. Nie wiem czy jesteś dziewicą.

- W najbliższym czasie się tego nie dowiesz - bąknęła i podpłynęła bliżej drewna, z którego zbudowane było molo.

Sprawnie wskoczyłem na pomost, a widząc zmagającą się z tym Lily, podałem jej dłoń, lecz tym razem mocno zaparłem się o podłoże. Dziewczyna już po kilku sekundach znalazła się na brzegu, jednakże była znacznie bliżej mnie niż przypuszczałem, że będzie. Szybko jednak puściłem jej dłoń i z zakłopotaniem wyciągnąłem koszulkę, która w tym momencie na pewno ważyła więcej niż kilogram przez wodę, którą się nasączyła. Bez słowa ruszyłem do gniadego ogiera, który gwałtownie poderwał swą głowę do góry, mierząc mnie wzrokiem czy aby na pewno nie jestem stworzeniem, które grozi niebezpieczeństwem. Przesunąłem otwartą dłonią po muskularnej szyi gniadosza i zebrałem nadmiar wodzy, która zaczęła przesuwać się po ziemi.

- Stój! Przecież wzięłam koc, możesz się ogrzać przecież - powiedziała wyjmując z sakwy wyżej wspomniany materiał.

- Podziękuję, Tobie bardziej się przyda - odpowiedziałem i posłałem dziewczynie cień uśmiechu. - Droga powrotna będzie spokojna także zarzucaj na siebie koc i wio. Nie chcę żebyś była zaraz przeze mnie chora. - Dokończyłem, a dziewczyna rzuciła mi tylko ciepłe spojrzenie.

Rzecz jasna młoda kobieta od razu skorzystała z koca, który chronił ją od chłodu przejmującego kontrolę nad pogodą. Zaśmiałem się gdy zobaczyłem, jak komicznie wygląda Lilek na karej Moonlight, okryta kocem w różnego koloru pasy. Nie wiem do czego można było je w tym momencie porównać, ale trzeba było przyznać, że ceniłem klacz, która pod żadnym pozorem nie przestraszyła się jakże strasznego materiału, który mógłby pożreć ją w całości. Widząc, że słońce jest już praktycznie ku końcowi zachodu, szybko wsiadłem na konia i przyłożyłem mu delikatnie łydkę, co zmusiło wierzchowca do ruszenia stępem. Moon nie zwracając uwagi na właścicielkę, ruszyła łeb w łeb z gniadym Spartanem, który w pełni się wyluzował, wyciągając swobodnie szyję. Luźne wodze machały się w rytm taktu najwolniejszego z końskich chodu. Każde drzewo, które napatoczyło się nam na drodze, od razu wpadało w moją pamięć i automatycznie się zapisywało.

- Wiesz co? Cholernie mi zimno - powiedziałem, a moim ciałem ponownie zawładnął dreszcz. - Tobie mam nadzieję jest ciepło - uśmiechnąłem się do brunetki, która szybko wlepiła swój wzrok we mnie.

- Muszę Ci powiedzieć, że jest mi wyjątkowo ciepło.

- Rozpalam Cię od środka - zaśmiałem się i pogładziłem szyję Spartana.

- Ha. Ha. Ha. Bardzo śmieszne, wiesz? - Powiedziała z bardzo dobrze wyczuwalną kpiną.

Wzruszyłem ramionami i odgarnąłem niemalże suche już włosy, które ponownie zaczęły mi przeszkadzać. Tak zdecydowanie te cholernie irytujące kosmyki wpadały mi często do oczu, co bardzo je podrażniało i skutkowało całym czerwonym okiem, które na dodatek strasznie nieprzyjemnie piecze. Toczek nie zabezpieczał mojej głowy, ponieważ niestety zaginął w akcji. Nie wiem jakiej akcji, lecz na pewno była ona niesamowicie ryzykowna. Na moje szczęście, a raczej na szczęście mojego zdrowia, potężny budynek Akademii szybko wyłonił się spośród ciemności, a ja zadowolony z siebie przeszedłem do wolnego galopu, który zachęcił ogiera do końcowego malutkiego wysiłku. Jednakże nieprzemyślane było to, że Moonlight również zaczęła w tym momencie galopować a koc spadł z Lilka. Zły na siebie wstrzymałem rumaka i zsunąłem się z czarnego siodła. Poluźniłem ogierowi popręg i zawinąłem strzemiona. Lilian uczyniła to samo, wolnym krokiem ruszyliśmy do stajni i raz co raz posyłaliśmy sobie porozumiewawcze spojrzenia. Na nasze wspólne szczęście, wrota budynku nie zostały jeszcze zamknięte, a ostatni stajenni krzątali się jeszcze po korytarzach, dając koniom ostatnie miarki pożywienia. Spartan i Moon gwałtownie przebudziły się na dźwięk rozsypywanej paszy, która tak bardzo zwodziła zwierzęta na manowce. Tak dokładnie. Według mnie każda pasza potrafiła namieszać zwierzętom w głowie, czy to kot, czy to pies, a nawet koń. Młody stajenny szybko zbliżył się do naszej dwójki i odebrał nam wodze.

- Ja je rozsiodłam. Idźcie jeść kolacje.

- Dziękujemy - powiedzieliśmy chórem, ale z zupełnie przeciwnym zamiarem ruszyliśmy do akademika.

Jaki był to powód? Był to powód oczywisty, ponieważ z naszych ubrań ciągle spływał nadmiar wody zaczerpniętej z jeziora, do którego wciągnęła mnie brunetka. Można było to przyrównać do syren, które zwodziły marynarzy swym pięknym śpiewem, jak i swoim wyglądem zewnętrznym, który zachęcał niemalże każdego do zbliżenia się, do tych jakże zgubnych stworzeń. Wyrywając się z zamyślenia, pędem ruszyłem do swojego pokoju, w której leżały nierozpakowane jeszcze walizki. Wyrwałem z nich jakieś ubrania, które jednak dobrały się w całość. Szybko zrzuciłem z siebie ciężkie ciuchy i zawiesiłem je na ciepłym kaloryferze, który przyjemnie rozprowadzał ciepło po calutkim moim pokoju. Rzecz jasna ubrania, które na siebie narzuciłem okazały się być jakimiś zwykłymi dresami, które wyróżniał białe firmowe logo, a bluza.. bluza jak bluza, furory we mnie nie wzbudziła. Wyszedłem z pomieszczenia i dokładnie go zamknąłem, nie skierowałem się jednak do jadalni, lecz do pokoju Lily, którego numer znałem głowie przez to, że widziałem zawieszkę wystającą z kieszeni jej bryczesów.

- Lilek, nie chcę mi się iść na tą kolację. Weź coś odwal ze mną. Nie mam zamiaru przesiedzieć tego całego wieczoru samotnie w pokoju. - Bąknąłem unosząc jedną brew, i wlepiając swoje zielone niczym las ślepia w dziewczynę stojącą naprzeciw mnie.

<Lilo? 8)>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)