czwartek, 25 maja 2017

Od Noah'a C.D Lily

Zdumiewającym było to, jak szybko udało się nakłonić dziewczynę do tego, by wykonała za mnie całą brudną robotę. Nie musiałem właściwie ją prosić, by zajęła się czymś, co zdecydowanie nie miało swojego miejsca w moim napiętym grafiku. Doglądanie szatynki jednak szybko zaczęło mnie nudzić, a i ona wyglądała na taką, która jak najprędzej chciałaby wydostać się z prawie wyścielonego już boksu. Dreamer spoglądał na Lily uważnie, jakby nie dowierzając temu, że osoba jej pokroju zdecydowała się na to, by nadprogramowo wysprzątać dodatkowy boks, choć nie należał on do jej konia. Sam byłem zaskoczony, jednak nie wyrażałem tego na głos, nie chcąc doprowadzić do znięchenia się szatynki. Wolałem oglądać jej poczynania z uśmiechem, zupełnie tak, jakby spowodowanie podobnego stanu u Lily było całkowicie zamierzone.
Katorgi dziewczyny nie zostały więc przerwane przeze mnie, a przez właścicielkę, która z niemałą prędkością pokonywała stajenne korytarze. Wkrótce dotarła także do boksu Dream Catcher'a, z zaskoczeniem przyglądając się temu, jak ktoś inny wykonuje za mnie pracę, choć nie była ona szczególnie lubiana w uczniowskim gronie.
Dźwięk szpilek obijających o beton rozniósł się po całej stajni, zyskując tym samym uwagę koni, które z zainteresowaniem wystawiły swoje łby ponad drzwiczki drewnianych boksów.
- Macie treningi dopiero za dwie godziny, prawda? - rzuciła na wstępie, witając się z holsztynem pojedynczym pogładzeniem jego kości nosowej. Przytaknęliśmy, odpowiadając kobiecie zgodnie z prawdą. Nikomu nie przyszło do głowy to, że właścicielka wykorzysta tą informację, by obrócić ją przeciwko nam samym. - Za niedługo przyjadą potencjalni uczniowie, żeby obejrzeć z bliska akademię. Wychodzi właściwie na to, że tylko wy możecie ich oprowadzić.
Posyłając sobie nawzajem porozumiewawcze spojrzenia, obydwoje już wiedzieliśmy, że znajdziemy sposób na to, by wykręcić się od niewygodnych obowiązków. Próbowaliśmy wejść kobiecie w słowo, przekonać ją do tego, że nie nadajemy się do tej roli - bez wyraźnych skutków. Obstawała uparcie przy swojej decyzji, kategorycznie zabraniając nam tego, byśmy próbowali różnorodnych wymówek. Nie dało nam to jednak zbyt dużo do myślenia.
- Nie ma innej opcji. Już i tak macie zbyt dużo za uszami, żeby teraz odmówić - pogroziła, widząc, że ze zdumiewającą pewnością ostatecznie godzimy się na jej wymagania. Gra pozorów opanowana została u nas niemalże do perfekcji. - Tak też nie odchodźcie zbyt daleko, bo zdecydowanie nie mam na tyle czasu, by potem gonić was po całym ośrodku - mruknęła jeszcze na odchodne, widocznie nie zauważając tego, że na naszych twarzach pojawiły się szerokie, pełne politowania uśmiechy. Ledwo gdy tylko kobieta zniknęła z naszych oczu, otrzymałem od Lily wszystko, czego wcześniej używała do doprowadzenia lokum mojego wierzchowca do względnego ładu.
- Teren? - szepnęła, nie będąc pewną, czy właścicielka nie wróciła się do stajni, tracąc nagle wiarę w naszą wiarygodność.
Zaśmiałem się, od początku tej chorej sytuacji wiedząc, że w głowie mojej towarzyszki zakwitł niecny plan. Przytaknąłem bezgłośnie głową, kierując się do siodlarni po wszystko, co tylko było mi niezbędne do przygotowania Catcher'a. Na całe szczęście, wierzchowiec wcale nie był bardzo brudny, a doprowadzenie go do stanu czystości nie zajęło mi więcej czasu, niż okres zaledwie pięciu minut. Nie dbając o to, by zapleść jego przydługawy, gęsty ogon, w pośpiechu osiodłałem go, uznając szybko, że jazda z Lily na oklep będzie stanowczo zbyt ryzykowna. Wkrótce więc znaleźliśmy się poza stajnią, wychodząc z niej wyjściem, które nie prowadziło do głównego placu.
Jak mogłem się spodziewać, roztargniona szatynka już tam na nas czekała, dosiadając grzbietu wiecznie zniecierpliwionej Moonlight. Już miałem palnąć jakimś głupim, niezbyt błyskotliwych tekstem, kiedy to nagle powstrzymałem się, przypominając sobie o sytuacji, która zmusiła nas do opuszczenia murów akademii. Musieliśmy zachować dyskrecję, jeśli nie chcieliśmy zwrócić na siebie uwagę kogoś z kadry. W końcu, jakby nie było, według planu miał mnie czekać trening z Blythe'em, na który zresztą nie zamierzałem się wybrać, nie zwracając większej uwagi na jakiekolwiek konsekwencje. Najwidoczniej moja towarzyszka nie pomyślała o tym, by zachować się w miarę cicho, bo widząc mnie wywróciła oczami, aby już chwilę później ponaglić swoją klacz do żywego kłusa. Na nasze nieszczęście, zrobiła to o tyle bezmyślnie, że skierowała wierzchowca w stronę bramy wyjazdowej, która była idealnie wręcz widoczna z okien innych budynków. Miałem nadzieję na to, że uda nam się skręcić w jedną z bocznych ścieżek, unikając tym samym karcących spojrzeń. Musiałem jednak mknąć za Lilian, bez względu na to, co wcześniej chodziło mi po głowie. Doganiając niewątpliwie niecierpliwą siostrę, podjechałem bliżej zadu jej klaczy, wiedząc, że w takim tempie w końcu nas ktoś dostrzeże. Jak się okazało, zgodnie z moim zamysłem, Moonlight niespodziewanie dla jej jeźdźca przyspieszyła, słysząc za sobą ogiera, który mógł ją w każdej sekundzie wyprzedzić. Cała ta operacja przyniosła zamierzone skutki - nabraliśmy odpowiedniego tempa, dzięki któremu szybko znaleźliśmy się poza akademią, mknąc przez las tamtejszą dróżką. Upewniając się, że nikt nas już nie rozpozna, zwolniliśmy do stępa, w duszy przeklinając się za to, że ponagliliśmy konie do tak szybkich chodów mimo braku przeprowadzonej rozgrzewki. Kopytne wyglądały jednak na całkowicie niezmęczone, o czym świadczyło chociażby to, że wciąż napierały na metalowe wędzidła, drobiąc niespokojnie kopytami, kiedy to zatrzymaliśmy się po to, by zaczerpnąć pojedynczego łyku powietrza.
- Ty to jednak jesteś kretynką... - wymamrotałem, ledwo co normując oddech. - Na pewno wszystko by się udało, gdyby Rose zobaczyła tyłek Moon na horyzoncie.
- Mogłeś jechać tymi ścieżkami, tak? Mi nie uśmiechało się przedzieranie przez chaszcze - mruknęła, dając klaczy wolną wodzę, co ta wykorzystała, opuszczając swój łeb maksymalnie w dół. Wywróciłem na słowa dziewczyny oczami, dorównując jej kroku.
- Mówisz to Ty, tak? Ta Lily, która jest niczym małpa i jakby mogła, to zamieszkałaby w koronie jakiegoś drzewa?
- Tak właśnie. Tylko wykasuj tę małpę, bo wykasuję Ci co innego.
- Hipokrytka - fuknąłem, zachęcając holsztyna do tego, by z zapałem wyprzedził karoszkę. Zareagował natychmiastowo, ruszając przed siebie kłusem, by już zaledwie chwilę później zostawić obydwie dziewczyny daleko w tyle.
~*~
- Galopuj do jasnej cholery! - wrzasnąłem, spoglądając przez ramię za siebie, by oszacować straty w całej tej sytuacji. Wszystko wyglądało dosyć nieciekawie - Lily, a może bardziej Moon, zachęciła wręcz krowy do tego, by ruszyły tuż za nimi w nierównym wyścigu. Mimo nieproporcjonalnych kształtów i krótkich nóg wołowina dawała radę, uparcie goniąc pędzącą karoszkę.
Jak wiadomo było od początku - starcie było wyjątkowo przeczące wszelkim zasadom fair play. Pastwisko skończyło się, a Lily nie pozostało nic innego, jak skrócenie chodu swej klaczy, by już chwilę później poszybować ponad drewnianą furtką. Już miałem klaskać, kątem oka łypiąc na łaciatych przeciwników, gdy okazało się, że siostra nie wyszła jednak z tej sytuacji bez szwanku. Zaraz za pastwiskiem płynęła rzeka - wyjątkowo chłodna, jednakże ze spokojnym i niekoniecznie porywistym prądem. Moonlight, lądując po przeskoczeniu prowizorycznej przeszkody, nie dostrzegła wodnego szlaku, skupiając swój wzrok na drobiącym w miejscu Dream Catcher'ze. Okazało się to błędem, bowiem klacz zatrzymała się, ledwo gdy tylko jej kopyta zderzyły się z twardym gruntem. Szatynka, nieprzygotowana na podobny obrót sprawy, straciła równowagę, niemalże spływając ze smukłej szyi swojego wierzchowca. A ja, także zdziwiony zaistniałą sytuacją, jedynie przyglądałem się temu, jak Lily wpadała do nieskazitelnie czystej rzeki. Szybko jednak otrząsnąłem się, co było błędem. Widząc moją wystawioną rękę, której dziewczyna mogła chwycić się, powracając na bezpieczny brzeg, Lilian chytrze uśmiechnęła się pod nosem, bez zawahania ciągnąc mnie w swoim kierunku. Zaskoczony ponowiłem ruchy szatynki, już po chwili czując, jak chłodna ciecz wsiąka w moje ubranie.
Lils? Nie jestem zadowolona, błędów jest dużo, ale nie mam już siły ich poprawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)