środa, 17 maja 2017

Od Luke'a C.D Adeline

Ostatni wieczór w Londynie kontrastował z pozostałymi dniami pobytu. Odrzuciliśmy nieprzyjemne myśli na bok, skupiając się na tym, by spędzić ostatnie godziny w rodzinnym mieście Adeline w przyzwoicie wesołej atmosferze. Na całe szczęście dziewczyny nie trzeba było długo przekonywać co do tego, że nie odpuszczę jej tym razem, usilnie doprowadzając aż do momentu, w którym na usta brunetki wstąpił szczery uśmiech. W pewnym stopniu, kiedy wieczór stopniowo zamieniał się w mroczną noc, to moja ukochana musiała sprawić bym miał jeszcze siłę na cokolwiek. Powieki niemalże kleiły się mi do siebie, a głowa stała się nierealnie ciężka. Brunetka jednak nie dawała za wygraną, pomimo tego, że różniła nas niemała rozbieżność względem zarówno wzrostu, jak i siły - owszem, była silna, ale nie na tyle, by móc konkurować z dwumetrowym głazem. Znalazła jednak mój czuły punkt, którym były łaskotki, przez co nie musiała długo męczyć się z tym, by doprowadzić mnie do całkowitego wybudzenia się ze stanu hibernacji. Wróciliśmy do Akademii szybko, nie chcąc przedłużać tej niezręcznej sytuacji, co okazało się być niewątpliwie jedną z najlepszych decyzji, które udało nam się podjąć wspólnie. Brunetka była już spokojna gdy siedzieliśmy w samolocie (tak -- ponownie to ona zajmowała miejsce pod oknem), pomimo że niemalże spóźniliśmy się na niego, zajęci dyskusją na temat tego, ile będziemy mieli lat, gdy zdecydujemy się na planowanego Luke'a Juniora. W końcu nie było innej opcji niż ta, że nasze dziecko będzie chłopcem, w dodatku tak samo przystojnym, jak i jego tatuś.
Od tego czasu minęły jednak dwa tygodnie, a w międzyczasie sporo rzeczy zdążyło się zmienić. Dni upływały wolno, a każda mijająca sekunda była kolejnym krokiem do tego, by ostatecznie przelać szalę goryczy. Nie mieliśmy już tyle czasu dla siebie - obydwoje pochłonięci byliśmy innymi sprawami, jakby zupełnie zapominając, że tkwimy jeszcze w związku. Skupiliśmy się na treningach ze swoimi końmi, które zabierały nam nie tylko czas, ale także z każdym dniem coraz więcej chęci do dalszego życia, sprawiając, że przestaliśmy być zaskoczeni ich kolejnymi wybrykami.
W tym czasie zdążyłem też wyjechać na zawody z Noah'em, zabierając ze sobą także Toskanię, chcąc przyzwyczaić ją do dalszych podróży przyczepą. Pomijając, że był to pomysł z kategorii tych poronionych, to tym razem nie pojechała z nami Adeline, której obecności mi tak bardzo brakowało. Od pewnego czasu czuła się gorzej, ale nie chciała mówić nic więcej na ten temat, spławiając mnie w kierunku własnego pokoju.
Co tu dużo mówić? W pewnym momencie odnosiłem wrażenie, że oddalamy się od siebie, co zwiastowało początek sporego kryzysu. Nie miałem jednak zamiaru odpuścić - choć czułem, że coś było na rzeczy, to byłem gotowy na to by dojść do sedna sprawy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że wina leżała głównie po mojej stronie - jakby nie było, to Adeline miała więcej czasu dla mnie, niż ja dla niej. Chciałem to naprawić, cokolwiek miałoby to oznaczać - z taką też myślą ruszyłem do jej pokoju, ledwo gdy tylko rozsiodłałem hanowerkę po mocno wieczornym treningu. Co prawda chciałem odwiedzić brunetkę wcześniej, ale tego dnia wszystko naraz zwaliło się na moją głowę - najpierw musiałem jechać do miasta, potem były zajęcia, a na sam koniec umówiłem się na trening z właścicielką, która dysponowała czasem dopiero po zajęciach teoretycznych, które i tak odbywały się już niesamowicie późno.
Licząc jednak na to, że zastanę ciemnooką w pokoju, z lekką obawą podążałem ciemnym korytarzem, nie robiąc sobie takiego kłopotu jakim byłoby odnalezienie włącznika. Znałem jednak drogę do jej lokum na pamięć, dzięki czemu szybko się pod nim znalazłem delikatnie pukając do ciemnych drzwi. Nie usłyszałem niczego po za niosącymi się dookoła echem, a mój gest nie został powitany z niczyjej strony - do moich uszu nie dotarło nic z oczywistym wyjątkiem cichego szczeknięcia kudłacza. Zrezygnowany, nie wiedząc czy brunetka zdawała sobie sprawę z mojej obecności czy może zwyczajnie nie było jej w pokoju, odsunąłem się od drzwi. W ostatnim momencie, gdy już miałem podążyć do własnego zacisza, pokusiłem się o to, by delikatnie chwycić za pozłacaną klamkę. Ku mojemu zdziwieniu drzwi otworzyły się, gdy tylko nacisnąłem na chłodny metal.
Wchodząc do środka niemalże wpadłem na Hubby'iego, który niewątpliwie zadowolony machał na prawo i lewo swoim ogonem, cicho przy tym skomląc. Lekko odsuwając go od siebie, gdy już miał zacząć po mnie skakać, zrobiłem kilka kroków do przodu, nie dostrzegając przy tym we wnętrzu nic po za całkowitą pustką i multumem zasłoniętych okien. Było bardzo duszno, co głównie było sprawką tego, że powietrze zdominowane zostało wonią alkoholu, momentalnie drażniącą moje wyczulone nozdrza. Idąc coraz to dalej i dalej, w końcu dostrzegłem w kącie zgarbioną postać, której twarz oświetlał słaby blask księżyca, gdy tylko odsłoniłem najbliższą zasłonę. Nie miałem wątpliwości, że właścicielką mokrej od łez twarzy jest Adeline, choć wyglądała jak istny obraz nędzy i rozpaczy, co było zazwyczaj jej całkowitym przeciwieństwem. Nie łudziłem się też co do tego, że była trzeźwa - w rękach trzymała do połowy pustą butelkę, a w jej okolicach walało się mnóstwo pustych, o które nieomal wcześniej się potknąłem.
- Mój Boże, Adeline... - westchnąłem, chcąc odgarnąć z jej twarzy mokre kosmyki włosów, na co dziewczyna momentalnie zareagowała odwróceniem swej głowy. - Coś Ty najlepszego zrobiła?
Mając zamiar doprowadzenia jej do jakiegokolwiek ładu, chciałem ją podnieść, by wygodnie ułożyć ją na stojącym nieopodal łóżku. Wiązało się to jednak z tym, że musiałbym jej najpierw odebrać butelkę, co wydawało się być nie lada wyzwaniem.
- Oddaj to, do chole*y jasnej! - warknęła sięgając po naczynie, które uniosłem wysoko nad siebie, by nie mogła go sięgnąć. Nie podejrzewałem zresztą, że mając tyle procentów we krwi będzie miała siłę na to, by walczyć ponad swoje możliwości.
- Co myślałaś, no co?! Że przyjdę tutaj i będę zadowolony, że moja dziewczyna upija się do nieprzytomności?!
- Przecież jestem przytomna, kretynie! - wrzasnęła po raz kolejny, tym razem sięgając po alkohol z zamierzonym skutkiem - wyrwała mi butelkę z ręki, na co momentalnie puściłem ją, licząc na to, że upadnie, rozbijając się na miliony drobnych kawałków. Tak też się stało, dzięki czemu byłem zadowolony, że pozostała zawartość wylała się na zagracone panele.
- Co Ty ze sobą zrobiłaś, do chole*y? - przeniosłem na nią swój rozczarowany wzrok, przyglądając się temu, jak zatacza się na chwiejnych nogach w stronę otwartego przeze mnie okna. - Nie łatwiej byłoby porozmawiać, zamiast sięgać po to świństwo?
- Chciałeś rozmawiać? - zaśmiała się pod nosem, nawet nie spoglądając w moją stronę. - Chciałeś rozmawiać, Luke?
Zamilkłem, nerwowo przeczesując swoje włosy.
- Myślisz, że wszystko jest oczywiste i łatwe - mruknęła wciąż śmiejąc się, co sprawiło, że przebiegły mnie nieprzyjemne ciarki. Wcześniej nie widziałem Adeline w takim stanie, mając nadzieję zresztą, że nigdy jej takiej nie zobaczę.
- Nie na wszystko jest rozwiązanie - dodała zamykając okno, gdy na jej odkrytych ramionach pojawiła się gęsia skórka.
- Wódka nie jest, do ku*wy nędzy, żadnym rozwiązaniem - fuknąłem, opierając się o najbliższą ścianę. - Wydawało mi się, że doskonale zdawałaś sobie z tego sprawę.
- Nie rób ze mnie pie*dolonej alkoholiczki! - Podeszła do mnie, by po raz pierwszy od kilku dni spojrzeć w moje oczy. Tym razem to ja się zaśmiałem, czując coraz bardziej i bardziej ogarniającą mnie złość.
- Bawi Cię to? Bawi Cię, że się o Ciebie martwię?
Odwróciłem wzrok w jej stronę, by dokładnie oglądnąć jej mieniące się tęczówki - byłem pewien, że była całkowicie pijana, a to, że stoi na własnych siłach jest tylko i wyłącznie kwestią silnej woli. Jej nastrój momentalnie zmienił się - podczas gdy minutę wcześniej na mnie wręcz wrzeszczała, broniąc się od rękoczynów, teraz przeobraziła to w cichy szloch, pociągając co jakiś czas nosem. Gdyby nie to, że byłem ostro zdenerwowany, w normalnych okolicznościach odruchowo przytuliłbym ją, co w tamtym momencie nawet nie przychodziło mi na myśl.
- Jak tak to ma wyglądać, to nie wiem, czy chcę dalej tkwić w takim związku - bez żadnych uczuć, po prostu z wymalowaną na twarzy obojętnością, strąciłem ze swych ramion dłonie Adeline, by chwilę później odejść w stronę zamkniętych drzwi. Ostatni raz spojrzałem w stronę brunetki jak i jej psa, by chwilę później nacisnąć na klamkę, bez większego zawahania opuszczając pokój.
Obawiałem się jedynie, że to naprawdę był koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)