czwartek, 4 maja 2017

Od Will'a C.D Oriane

- Will... dziękuję, że mi pomogłeś... to było...-nie dokończyła, ponieważ z tej małej, niepozornej szopki wydobyło się przerażone rżenie konia.- Musimy to sprawdzić!
Westchnąłem i pobiegłem za nią. Dopiero teraz odkryłem, że Oriane to delikatna i skromna dziewczyna, pełna różnych pasji i wigoru. Gdy teraz tak na to patrzę, to w pewnym sensie widzę samego siebie.
-Patrz...- szepnęła, wyrywając mnie z zadumy, albowiem przed nami widniały dwie postacie- koń i człowiek.
-Cholerne bydle!Zaraz odetnę Ci te kopyta, wstrętna hiena.- krzyczał starszy mężczyzna, bijąc konia po zadzie i szyi.
Wszystko obserwowaliśmy przez szczerbę między belkami drewna.
-Pan go zostawi!- Oriane otworzyła drzwi z hukiem,podbiegła do konia i zaczęła go uspokajać.
-Wszystko dobrze malutka...wszystko okej...- dziewczyna łagodnie szeptała do klaczy.-Jak pan może?!- warknęła na faceta, stojącego jak słup soli.
Facet stał oniemiały, już miałem pomachać mu przed nosem, gdy mężczyzna odezwał się.
-To bydle pracować mi nie chce, to na rzeź go chciałem posłać. Jakim prawem wtargnęliście na prywatny teren?!- warknął przeciągle, opierając się o stary pniak.
Oriane chciała już coś powiedzieć, gdy zamachałem przed oczami dziewczyno i przyłożyłem palec drugiej dłoni do ust w geście 'cisza'.
-Proszę pana, jeśli Pan nie wie, to 1-2 kilometry stąd znajduje się Akademia Magic Horse. Jeśli ta klacz nie sprawowała się u pana....- zaciąłem się,szukając rozwinięcia zdania.- ...to mógł Pan przyjść z nią do Akademii i oddać ją, a nie teraz bić ją, bo jest jeszcze za młoda na pracę.- podsumowałem.
Klacz nie była starsza niż 19 miesięcy,ba, co więcej ma schorzenie kręgosłupa i liczne otarcia na stawach skokowych, jej grzbiet 'zdobią' pręgi od bata, a wszystkie inne rany są zaropiałe. Konik był wyraźnie dręczony i znęcano się nad nią.
-Zabieram klacz...- powtórzyłem donośnym głosem, chwytając marną grzywę klaczki.- Chodź malutka...- szepnąłem, popychając klacz. Ta delikatnie się wzdrygnęła, lecz po chwili, gdy wyciągnąłem kostki cukru- klacz parsknęła radośnie i zbliżyła pysk do mojej dłoni.
Znaleziony koń był srokaty, jednak na jej sierści było mało co widać, prócz wielu zadrapań.
-Oriane, masz linę?- zapytałem po chwili.
-Nie, ale... czekaj...-mruknęła, nurkując w swojej torbie w poszukiwaniu czegoś przydatnego.
Te chwile dłużyły się w nieskończoność, ale po chwili Orka wyciągnęła sznur z wielkim bananem na twarzy.
-Moja torba to jak Tartar!- Oriane oparła się o drzwi z niemałą ulgą, malującą się na jej twarzy.
Zawiązałem sznur na szyi klaczy i wyprowadziłem ją z chatki, nie próbowałem jej nawet ciągnąć, ponieważ szła bardzo grzecznie. ~Nowy konik w Akademii~pomyślałem.
*****2 tygodnie później *****
Orianka lepiej się czuła, ulżyło mi, już tylko kilka dni i zdejmą jej gips. Nie powiem- wyglądała dość zabawnie, gdy próbowała zdjąć z półki książkę, lub co gorsza- butelkę z wodą. Tego dnia siedziałem spokojnie na ławce, żując gumę i smażąc się na słońcu.
-Will! Chcę pojeździć!- słyszę za sobą głos, dobrze mi znany.
Szatynka biegła w moją stronę z nieco mniejszym gipsem, wchodzącym pod nazwę"bandaż".
-Ktoś tu chce złamać rękę jeszcze raz i przy okazji poleżeć do góry dupą? - rzuciłem jej uważne spojrzenie, zza szkiełek okularów przeciwsłonecznych.
-Oczywiście, że...- miauknęła, podrapała się po głowie, po czym wybuchła śmiechem.
Wstałem wolno z ławki, przeciągnąłem się i poczochrałem włosy dziewczyny.
-No wiesz, Silver przydałby się ruch, więc...- mruknęła cicho, układając delikatnie zmierzwione włosy.
-Rozumiem, rozumiem. Na razie to chodź na spacer, później pogadamy...- pociągnąłem dziewczynę w stronę lasku.
Oriane potruchtała za mną, w ostatniej chwili zdążyła zarzucić na swoje ramię torbę, która swoją drogą miała też przy tym, gdy Follow ją kopnęła. Las o tej porze roku tętnił życiem, uczniowie Akademii plątali się tu i ówdzie, a i ptaków było co nie miara. Można powiedzieć, że w lesie panował harmider, który i tak był dość przyjemny dla ucha- ptaki śpiewała, gdzieś z zarośli wychylały się rude wiewióry, swoim wyglądem bardziej przypominające pomarańczowe pompony, te takie do torebek. Plątaliśmy się między drzewami, obrywając gdzieniegdzie zielone  listki. Szczerze to nawet nie wiedziałem kiedy zapadł zmrok, a las spowił się gęstą mgłą- najpewniej można by ją kroić nożem, tak podejrzewam.
-Oriane?- przybliżyłem się do dziewczyny i poczochrałem jej włosy.
Dziewczyna odwróciła twarz w moją stronę i uśmiechnęła się delikatnie, z naciskiem na delikatnie.
-Tak Will?- zapytała, odgarniając niesforną grzywkę z twarzy.
-Jak nazwiemy tą klaczkę?- chwyciłem swoją bluzę, po czym przepasałem ją sobie w pasie.
Szatynka przez chwilę myślała, po czym mruknęła pod nosem.
-Flower?- podrapała się po głowie, zrobiła zakłopotaną minę i pokręciła nosem.- Nie...
Zaśmiałem się... Przed nami malowały się szyny kolejowe, szlaban był zamknięty (??), więc przeszliśmy na tory. Zaczęliśmy balansować na torach.
-A więc panno Clavel...-zacząłem, śmiejąc się pod nosem.-Ku**a...!- warknąłem, upadając na kolana.
Oriane popatrzyła na mnie zdziwiona, po czym zwróciła wzrok na moją kostkę, zagnieżdżoną w połowie w szczerbie między szynami.
-No to utknąłem...- stęknąłem, przeczesałem włosy ręką po czym próbowałem wydostać nogę z uścisku, jednak, gdy tylko się poruszałem moja kostka jeszcze bardziej wsuwała się w szczerbę - sprawiając mi więcej bólu. Orka próbowała jakoś odchylić szyny, gdy nagle szlaban podniósł się, a z daleka doszedł do nas turkot pociągu.
<Orkaa? Pociąg brum brum >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)