środa, 27 lipca 2016

Od Arthur'a C.D Luny

James kazał mi iść z tym do lekarza. Ta jedynie założyła mi bandaż, kazała smarować maściami i nie przemęczać ręki.
*** Następnego dnia, rano***
Założyłem ciemne bojówki, czarny t-shirt i starą bluzę. Zszedłem na stołówkę gdzie zostałem zawołany przez panie kucharki do nich na kuchnię. Uwielbiałem te kobiety tak samo jak one mnie. 
- Kochaniutki. - Zaczęła starsza już Olga. Mimo tego, że miała rosyjskie imię pochodziła stąd.
- Tak? - Uśmiechnąłem się i zwinąłem kawałek marchewki z blatu. - Mogę? - Pomachałem nią.
- Bierz synku. - Zaśmiała się druga z nich, była młodsza niż Olga. Jednak była strasznie chuda.
- Dziękuję. - Wsadziłem zdobycz do kieszeni. - Co panie chciały? - Zapytałem opierając się o blat.
- Za tydzień są urodziny Laury. - Kucharka była dzisiaj nieobecna. - Uwielbia dziczyznę. - Kontynuowała pierwsza z nich. - Czy mógłbyś załatwić nam dzika i kilka zajęcy? - Poprosiła. 
- Pewnie, że tak. Dla Pań wszystko. - Uśmiechnąłem się. - Na kiedy?
- Jakbyś mógł to na jutro ewentualnie na środę. 
- Nie ma sprawy. - Spojrzałem na zegarek. - Muszę uciekać bo urwą mi zaraz głowę. - Zaśmiałem się i wyleciałem po drodze łapiąc słodką bułkę. 
Zanim dotarłem na miejsce zjadłem już swoje śniadanie. Dzisiaj moim towarzyszem był Paint. 
*** W lesie *** 
Zamiast skupiać się na drodze uważnie rozglądałem się na boki czy nie ma żadnych świeżych tropów. Bez Loki'ego wszystko szło znacznie gorzej. 
- Co Ty robisz? - Luna zrównała się ze mną i spytała podejrzliwie.
- Rozglądam się.
- Za czym?
- Za zwierzętami.
- Po co?
- Lubisz wszystko wiedzieć?
- Jestem ciekawa.
- Wybacz ale nie powiem Ci. - Chciałem się z nią podroczyć. Bo w tym byłem mistrzem, jednak dziewczyna odpuściła i pojechała dalej zostawiając mnie z tyłu. Jakoś specjalnie się tym nie przejąłem.
*** Bardzo późnym wieczorem ***
Po uzgodnieniu wszystkiego z James'em wróciłem z naprawdę udanego polowania. Tutejsze lasy naprawdę były wypełnione zwierzyną. Otworzyłem bagażnik na workach leżały luźno zwierzęta. Wyciągnąłem z tylnego siedzenia metalową wanienkę i wsadziłem tam dzika. Zaniosłem go na kuchnię tylnym wejściem. Wracając zauważyłem Lunę. Dziewczyna stała na schodach i patrzyła na mnie.
- Gdzie byłeś? - Zapytała.
- W lesie.
- Sam?
- Tak. - Wyciągnąłem sporych rozmiarów miskę i podszedłem do bagażnika. Zacząłem wkładać do niej zające. "Jutro będę musiał umyć samochód", pomyślałem.
- Co tam masz? - Zapytała zbliżając się.
- Zające. Nie podchodź.
- Dlaczego? - Nie posłuchała. Stanęła jak wryta patrząc na martwe i wypatroszone zwierzaki. Teraz już nie były urocze jak na zdjęciach czy jako żywe.
- Dlatego. - Mruknąłem. Zatrzasnąłem drzwi do bagażnika, podniosłem bez problemy miskę. - Następnym razem posłuchaj, a będzie mniej problemów. - Czekałem teraz tylko na to aż zacznie się gadanie, że jestem złym człowiekiem. Po takim czasie zrobiło się to już śmieszne i najzwyczajniej w świecie mnie to bawiło.
Luna?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)