- Ja muszę iść po tego konia - rzekłam.
- Nie. Poczekamy tu na twojego tatę.
- Ten koń może tam umrzeć. Wpadnie w jakieś sidła i już po nim. Nie zamierzam czekać.
Pobiegłam w stronę lasu. Po kilkunastu minutach znalazłam klacz. Zwierzę spokojnie jadło trawę. Wyjęłam z kieszeni wszystkie smakolyki. Koń podszedł do mnie i łapczywie zjadł smakołyki. Spojrzałam na mój prawy rękaw. Był cały we krwi, tak samo ziemia pode mną. Wzięłam uwiąz klaczy do ręki. Cmoknęłam i klacz poszła za mną. Gdy doszłam na miejsce zobaczyłam mojego tatę rozmawiającego z Arthurem i policją. Mój tata podbiegł do mnie i spytał:
- Wszystko dobrze?
- Tak. Już tak. Musimy zabrać tego konia.
- O tym porozmawiamy później. Jedziemy do domu.
Ojciec porozmawiał jeszcze chwile z policją po czym powiedział:
- Zaprowadź tego konia do przyczepy.
Uśmiechnęłam się. Klacz bez problemu do niej weszła. Arthur oddał mi mój telefon. Do stajni wrociłam autem z moi, tatą
Arthur?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)