Zdjąłem Lysandrowi siodło oraz czaprak.próbowałem założyć mu owijki. Nie było to takie proste gdyż ciągle machał nogami. Kiedy mi się udało wsiadłem na konia i pojechałem galopem do sarego dębu.
-Sory...-Westchnąłem.
-Nic się nie stało.-Odpowiedziała. Więc o tym chciałeś mi powiedzieć?-Dodała.
-Chodzi o tamtego ogiera.-Powiedziałem.
Dziewczyna przewróciła oczami i powiedziała.
-No dobra gadaj.
-Okazało się że to koń moich dziadków. Urodził się wtedy gdy jeszcze u nich mieszkałem. W przyszłości miałem na nim jeździć, jednak z tego powodu że miał krew mustanga w żyłach nie dało się na nim jeździć. Moi dziadkowie postanowili go wypuścić na wolność.
-Co dalej?-Zapytała.
-Nie bał się ludzi ponieważ był oswojony. Założył stado. Poznałem go po charakterystycznej łatce na czole.
-Gdzie teraz jest?-Zadała kolejne pytanie.
-Teraz, u dziadków. Ździwiłem się gdy mój dziadek wypowiedział jego imię. Pamiętał je.
-Jak się nazywał?-Zapytała.
-Aslan.-Odpowiedziałem
Vanessa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)