W Southampton od rana padał deszcz i powiem szczerze, że miałem nadzieję że kiedy już tam dojadę, będzie świeciło słońce.
Pogoda rzekomo obiecywała cały słoneczny dzień, jednak, wiadomo jak to jest.
Obecnie stałem przed blokiem, w którym od jakiegoś czasu pomieszkuję.
Może to dosyć dziwne, jednak nie było mi żal opuszczać tego miejsca.
Wręcz przeciwnie. Od miesięcy czekałem na okazję aby uwolnić się od tego całego chłamu.
Na moje szczęście, walizka, z którą się wybierałem, pełniła funkcję również torby, więc po prostu zarzuciłem ją na plecy.
Deszcz z minuty na minutę zacinał coraz bardziej, jednak niezbytnio zwracałem na to uwagę.
Starsze kobiety, tzw. osiedlowe mendy, od zawsze miały powód, aby wytykać mnie palcami.
A to choleryk jeden ma jakieś tatuaże, a to choleryk się trochę napił, a teraz, dodatkowo, ich uwielbiony choleryk nie idzie z dziarską, różową parasoleczką i nie ubrał ciepłej pelerynki. Huh.
Widząc je na ławce, uśmiechnąłem się najżyczliwiej jak tylko umiałem, mruknąłem w ich stronę powitanie, na co zdziwione odkiwały mi głową.
Zazwyczaj tego nie robiłem, gdyż nie miałem ku temu powodów.
Tym razem jednak, przywitałem się z nimi, ponieważ byłem święcie przekonany, że kiedy wrócę, znajdą w międzyczasie kolejny haczyk na to, że jestem w pakcie z Lucyferem.
Dziś jednak, chciałem nie dawać im więcej powodów do rozmów z innymi osiedlowymi koleżankami..
~*~
Wsiadłem właśnie do pociągu, który miał się zatrzymać niedaleko Akademii, a dokładniej w pobliskiej wsi, którą przejdę z buta.
Zająłem miejsce w wagonie, w którym nie było nikogo. Miałem szczerze mówiąc nadzieję, że pozostanę sam do końca podróży.
Położyłem walizkę pod swoimi nogami, traktując ją jako wygodny podnóżek.
Oparłem się o okno, a rękę położyłem na stolik, pod którym zawieszony był kosz.
Jak to bywa w tanich pociągach, okno nie było zbyt szczelne.
Przejeżdżaliśmy akurat jakąś granicę Anglii, gdzie właśnie spadł śnieg. Uroki późnej jesieni.
Wracając - okno nie było szczelne, więc cały mróz spadał na moją twarz.
Pomyślałem, że wolałbym, gdyby teraz było lato.
Pewnie, gdyby teraz ono było, chętniej wracałbym myślami do chłodzącego orzeźwienia. Można to nazwać oszczędnością klimatyzacji na chłodne dni.
Trochę absurd, ale co poradzić.
Oczy mimowolnie zaczęły mi się kleić.
Fakt faktem, musiałem dziś wstać wcześniej, aby zdążyć na pociąg i dotrzeć do celu o przyzwoitej godzinie, a jeszcze wczoraj siedziałem u kumpla do późnej nocy.
Uznałem więc, że raczej pociąg nie wywiezie mnie na Syberię, tak też poddałem się chęci snu.
Nie pospałem jednak długo. Obudził mnie dźwięk stukania o podłogę wagonu.
Jako że w swoim życiu widziałem i słyszałem ich wiele, momentalnie doszedłem do wniosku, że usiąść tu zamierza prawdopodobnie jakaś kobieta (ewentualnie transseksualista) nosząca szpilki.
Podniosłem więc swoją zaspaną i równocześnie obolałą głowę.
Zaiste, nie było to najwygodniejsze miejsce do spania, jakie mogłem sobie wymarzyć.
Kiedy na dobre otworzyłem oczy, przede mną siedziała dziewczyna w obuwiu, o jakie je podejrzewałem.
Po szybkiej obserwacji stwierdziłem, że nie wydaje się ona być pustakiem.
Na oko miała może siedemnaście - osiemnaście lat, i za pewne jechała tym pociągiem z biznesem, co stwierdziłem po jej ubraniu.
Tyle dobrze, że nie ma na sobie różowych szpilek - pomyślałem, prostując się na siedzeniu.
Z niewiadomych powodów, oboje siedzieliśmy w ciszy. Nie wiedziałem, z jakich powodów miałbym się odezwać, a raczej nie kręciła mnie rozmowa o pogodzie, celu podróży, czy też o tym, jakie drogie są teraz podatki.
Za pewne pomyślała o tym samym.
Szybko przekonałem się, że i tak nie dana była nam rozmowa. Wysiadła po około dwudziestu minutach, kierując się w stronę większego, okolicznego miasta.
Jako że zyskałem trochę więcej miejsca, rozprostowałem nogi.
Ponownie zasnąłem, nie zadając sobie trudu, żeby wyjąć poduszkę z walizki.
~*~
Przebudziłem się w odpowiednim momencie.
Właśnie widziałem przez okno małą wieś, czyli cel nie-pieszej podróży.
Wstałem jeszcze bardziej obolały niż wcześniej, zarzucając na ramiona walizkę.
Wyszedłem z pociągu, czując pod sobą żwirową dróżkę.
Ominąłem peron i pobliskie zabudowania, kierując się za wzrokiem, który skierowany był daleko za wieś.
Jak się szybko okazało, ta "wieś" tętniła większym życiem niż Southampton.
Ludzie biegali dookoła, chcąc zdążyć wykupić lepsze produkty z różnych stoisk.
Rozglądałem się po każdym, szukając rzeczy, która przykuła by moja uwagę.
Jednak żadnej takiej nie znalazłem.
~*~
Zatrzymałem się właśnie na pagórku, kilkadziesiąt metrów za sporawą stajnią.
Westchnąłem z ulgą, przyśpieszając do żwawszego kroku.
Pod akademikiem stało sporo samochodów, a przy jednym stało małżeństwo, wyciągające siatki z samochodu.
- Umh.. Przepraszam? Państwo Rose? - powiedziałem z charakterystyczną dla siebie chrypką, która lekko przygłuszała moje słowa.
- Taak, dzień dobry. Nazywam się Elizabeth, a to mój mąż, James Rose - przedstawiła ich kobieta, uśmiechając się.
Uścisnąłem im ręce, po chwili dodając;
- Noah Avalanche.
Po krótkiej, uprzejmej rozmowie, dowiedziałem się, jak trafię do swojego pokoju.
Poszedłem we wskazane miejsce, przechodząc kilka par schodów i omijając kilka drzwi.
Kiedy znalazłem odpowiedni numer, otworzyłem drzwi i odstawiłem walizkę w kąt.
Na polu powoli zmierzchało, więc przebrałem się tylko w wygodniejsze ubranie, zabrałem paczkę fajek i zapalniczkę, po czym poszedłem się przejść.
Po drodze, ku mojemu zdziwieniu, spotkałem Lorraine.
Wymieniliśmy ze sobą zdziwione spojrzenia, jednak nic nie mówiąc.
Ruszyła prawdopodobnie w stronę swojego pokoju, dosyć obrażona.
Ja ruszyłem w swoją stronę, zatrzymując się trochę za padokami.
Usiadłem na trawie, rzucając paczkę na bok i po prostu rozglądając się dookoła.
Jednak samotność nie była mi w tym momencie pisana.
Usłyszałem kroki, i kiedy się obróciłem, zauważyłem idącą w moją stronę postać.
<Ktoś chętny? Taaa, ode mnie poznają wszystkich przy fajce :') >
Dostajesz 15 p. za opo
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, nie spam w komentarzach i nie reklamuj bloga w miejscu do tego nieprzeznaczonym - to będzie karane usunięciem twojej uwagi. Nie zapominaj też o zasadach interpunkcji i ortografii! ;)